elsa i jack

elsa i jack

niedziela, 15 lutego 2015

Prolog


Wiatr hulał, gałęzie drzew uginały się pod jego naporem. Masa powietrza leciała dalej i wyżej by odbić się o lodowe ściany samotnego pałacu na stoku góry. W jednej z lodowych komnat białowłosa kobieta pochylała się nad lodowym biurkiem. Pisała coś na arkuszu papieru. Jej wzrok biegał po dokumentach. Niektóre ustawy akceptowała inne nie. Westchnęła gdy dotarło do niej, że powoli przestaje rozumieć to co czyta. Odłożyła pióro i zgasiła małą świeczkę na biurku, która była jedynym oświetleniem. Wstała i podeszła do okna.
Wiatr pędził śnieżynki za oknem, a gwiazdy mrugały do niej. Księżyc skrył się za chmurami, ukrywając swoje oblicze.
Elsa patrzyła na krajobraz za oknem. Zima zbliżała się do Arendell wielkimi krokami, mimo że był dopiero listopad w góry już były pokryte sporą warstwą białego puchu i to nie była tylko zasługa zimy.
Od wydarzeń, które miały miejsce po koronacji minęło kilka miesięcy. Wciąż trudno jej o tym myśleć… Prawie zabiła… Jej dłonie zaczęły pokrywać się szronem. Zamknęła je, a później otworzyła z powrotem, tak kilka razy. Przestała dopiero jak szron zaczął znikać.
Nienawidziła zimy, może to trochę dziwne jak na osobę z taką, a nie inna mocą, ale Elsa miała swoje powody by nienawidzić tej pory roku.
Poprzedniego dnia wróciła z pałacu królewskiego. Kilka dni po pewnych wydarzeniach zrzekła się korony, ale wciąż pozostała królową regentką. Ludzie czasem bali jej się, niekiedy widzieli w niej potwora, nie dziwiła się im. Sama postrzegała siebie jako potwora.
W dodatku nigdy nie chciała być królową, jej to narzucono. Chciała być dobra w swojej roli, ale nic nie zmieniało faktu, że tego sobie nie wybrała. Bycie królową to ciągłe ograniczenia, a ten kto raz zakosztował prawdziwej wolności już nigdy nie będzie chciał żyć w klatce, nawet nie wiadomo jak pięknej. Chciała oddać władzę Annie i po części oddała, doradcy nie zgodzili się na nic więcej, bo młoda księżniczką nie była gotowa na przejęcie pełni władzy. Dlatego Elsa wracała do pałacu na kilka dni w miesiącu. Odwiedzała siostrę i Kristoffa, zamieniała kilka słów z jej ulubioną służką Emmą by powrócić do swego lodowego zamczyska z masą dokumentów do przejrzenia lub ustaw do uchwalenia.
Czasem tęskniła za życiem w pałacu królewskim, najbardziej tęskniła za Anną. Jej siostra się zmieniła trochę wydoroślała, nie jest już tym samym wiecznym dzieciakiem co kiedyś. Te kilka dni to było mało, ale Elsa ceniła samotność i nie wybaczyłaby sobie, gdyby jeszcze raz skrzywdziła Anię .
Gwałtownie odwróciła się od okna gdy zobaczyła, że na szybie pojawia się szron. Westchnęła. Ruszyła ku drzwiom i wyszła z jednej z komnat. Szła w dół kręconymi lodowymi schodami. Prawie zaczęła biec, potrzebowała świeżego powietrza, potrzebowała ochłonąć. Wybiegła za zewnątrz, a drzwi pałacu się za nią zamknęły. Wiatr siekł ją po twarzy, a ona chwytała w płuca świeże, mroźne powietrze. Niskie temperatury nie robiły na niej żadnego wrażenia, zawsze czuła się komfortowo na mrozie.
Zbiegła po lodowych schodach i popędziła do doliny. Tego dnia zawsze brakowało jej tchu i zawsze przychodziła w to samo miejsce.
Stopy w lodowych pantofelkach nie zapadały się w śniegu, a skrząca suknia z lodowych odłamków powiewała targana siłą pędu. Patrzyła przed siebie. Mijała szare skały, jodły i sosny, a wokół niej szalała śnieżyca. Słyszała pohukiwanie sowy, gdzieś w oddali wyły wilki. Gdy dotarła do małego jeziorka upadła na kolana i dotknęła dłonią tafli, która pokryła się jeszcze grubszą warstwą lodu. Nienawidziła tego miejsca, tak samo jak nienawidziła zimy, ale i tak przychodziła tu co roku.
Gdy była w pałacu spacerowała z Anną rozmawiając o błahostkach, nigdy wcześniej nie miały szans na takie nic nie znaczące rozmowy. Zagapiły się wtedy i wpadły prosto na Kristoffa, a z jego kieszeni wypadło małe pudełeczko. Chłopak zarumienił się i już sięgał po pudełeczko, lecz Anna była szybsza. Jak tylko je otworzyła wydała z siebie tak głośny pisk pełen radości, że chyba całe Arendell ją słyszało potem rzuciła się na Kristoffa i ucałowała z taką mocą, że nie da się tego opisać słowami. Po czym zaczęła piszczeć „tak” nawet nie dając chłopakowi szansy uklęknąć, a co dopiero zapytać. W pudełeczku bowiem znajdował się złoty pierścionek z brylantowym oczkiem otoczony mniejszymi szafirami. Elsa nigdy jeszcze nie widziała Anny tak szczęśliwej. Siostra królowej regentki rzuciła się na ukochanego, a ten zamknął ją w objęciach. Elsa cieszyła się z radości siostry, ale jednocześnie czuła w sercu ból i delikatne uczucie zazdrości, bo ona nie ma i nigdy nie będzie mieć kogoś takiego jak Kristoff i nigdy nie przeżyje radości, równej radości Anny. Ania- kiedy już ochłonęła- powiedziała Elsie by w końcu zaczęła żyć i może wtedy sama doczeka się zaręczyn. Oczywiście nie miała nic złego na myśli, chciała po prostu by jej siostra była szczęśliwa. Nie wiedziała, nie miała prawa wiedzieć, że kiedyś Elsa wyrwała się ze swoich zamkniętych komnat i „zaczęła żyć”, ale nic dobrego z tego nie wynikło.
Białowłosa była w lodowym pałacu tylko po to by zabrać swoje rzeczy, bo Anna udusiłaby ją gdyby opuściłaby ją w tak ważnej dla niej chwili. Elsa cieszyła się, że więcej czasu będzie spędzać z siostrą, w kontrolowaniu swojej mocy była coraz lepsza, ale bała się… Bała się, że znowu skrzywdzi siostrę. Bała się, że to wszystko umknie jej spod kruchej kontroli. Jednak był jeszcze jeden powód dlaczego nie za bardzo chciała przedłużać swojego pobytu w stolicy. Nie mogłaby patrzeć na szczęście siostry, nie dlatego, że się nie cieszyła i broń Boże nie dlatego, że nie chciała by Anna była szczęśliwa. Chciała tego i to bardzo… ale nie mogła by patrzeć na to nie przypominając sobie tego co straciła.
Burza uczuć dziewczyny  wywołała burzę na zewnątrz. Drzewa pokrywały się szronem, a zamieć szalała niszcząc warkocz Elsy, lecz ta tylko wpatrywała się w zamarzniętą taflę jeziora zagłębiona w rozmyślaniach.
Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Dziewczyna gwałtownie się poderwała wystraszona i uniosła rękę w obronnym geście. W miejscu skąd dobiegał hałas wyrosły wielkie, ostre, pochylone, lodowe kolce. Wystraszony lis uciekł w popłochu. Kolce tylko go spłoszyły nie zrobiły mu krzywdy, bo był wystarczająco mały, ale gdyby na jego miejscu stał człowiek… Elsa nawet nie chciała o tym myśleć, zamknęła dłonie i przyłożyła do serca, głęboko oddychając. Jej zdolności znowu zaczynały ją przerażać.

A strach białowłosej sprawiał, że szron, który wcześniej pokrywał okoliczne drzewa zaczął zamieniać się w długie lodowe kolce, a zamieć stawała się coraz bardziej groźna.