elsa i jack

elsa i jack

niedziela, 29 marca 2015

LBA!!!

Wielkie dzięki dla Marti Frost i Mysterious Rebel za nominację :) Bardzo lubię Wasze blogi, a jak zobaczyłam adres mojego bloga na twojej liście nominowanym to... wielka radość. Nie sądziłam, że zostanę nominowana. Jeszcze raz wielkie dzięki.

Chyba wszyscy wiedzą co to LBA więc nie będę tego pisać
Pytania od Marti Ftrost

1.Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga?
Hmm. Trudne pytanie. Coś mnie tknęło, jak czytałam inne blogi o Jelsie i w głowie ułożyła mi się moje własna historia i pojawiło się pytanko dlaczego by nie spróbować pisać bloga. Uznałam, że spróbuję.

 2.Dlaczego akurat Jelsa?
Lubię ten paring, moim zdaniem pasują do siebie :) 

 3.Masz ulubione zwierzątko?
 A mam :) moją kochaną suczkę owczarka niemieckiego Sarę

  4.Słońce czy księżyc?
Księżyc. Nie wiem dlaczego.

 5.Co sądzisz o miłości?
Jest piękna jeśli jest szczera i prawdziwa, niestety o taką rzadko

 6.Skąd dowiedziałaś się o Jelsie? 
O Jelsie dowiedziałam się przez przypadek. Przeglądając strony internetowe w poszukiwania czegoś ciekawego do poczytania natrafiłam na blog o właśnie takiej tematyce.

  7.Ulubiony film?
Igrzyska Śmierci i Strażnicy Marzeń. Wiem trochę dziwne połączenie ;)

8.Jaka jest twoja ulubiona postać na blogu?
Oczywiście Jack Frost :)

9.Masz ulubioną piosenkę, jaką? 
Nie mam ulubionej piosenki. Słucham różnych gatunków muzyki i w każdym znajdę co najmniej jeden wyjątkowy utwór, ale nie potrafię określić, który jest moim ulubionym.

10.Masz jakieś hobby?
Oprócz pisania to jeszcze interesuję się sztuką, a dokładniej rysunkiem

11.Jaki jest twój ulubiony parring? 
Oczywiście Jelsa, ale też Peetniss

Pytania od Mysterious Rebel:

1.Kto jest do ciebie bardziej podobny, Jack czy Elsa? (pod względem charakteru) 
Hmm trudne, chyba raczej Elsa.
2.Jaką chciałabyś/chciałbyśmieć moc?
Jest tyle możliwości, że aż nie wiem. Biorę pod uwagę kilka opcji: władanie lodem, wodą, elektrycznością lub cieniami
3.Jaka jest twoja ulubiona pora roku?
 Lato
4.Co wolałabyś/wolałbyś dostać, suknię Elsy czy bluzę Jacka?
Bluzę Jacka, oczywiście :)
5.Twój ulubiony smak lodów?
Pistacjowy.
6.Znasz jakąś piosenkę kojarzącą ci się z Jelsą? Jeśli tak to jaką?
Znam, bardzo mi się podoba, jest trochę smutna i pasuje do mojej historii jej tytuł to Let Her Go.
7.Chciałabyś/chciałbyś żeby Jack cię odwiedził?
Oczywiście, że tak, choć byłoby to trochę dziwne.
8.Który styl bardziej ci się podoba, Elsy czy Jacka?
Jacka, nie przepadam za sukienkami.
9.Chciałabyś/chciałbyś mieć Elsę/Jacka za siostrę/brata? (boże ile tych ukośników?/!)
Hmmm, raczej tak. Mieć Jacka  Frosta za brata... no na pewno nie byłoby nudno.
10.Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? 
Może uznacie mnie za mało romantyczną, ale nie. Nie ma miłości od pierwszego wejrzenia, jest zauroczenie, które może przerodzić się w miłość. 
11.Czy oczy Jacka ciebie także hipnotyzują?

Nominowane przeze mnie blogi:
 http://lunamoonstories.blogspot.com
 http://jelsasercezlodu.blogspot.com
 http://jelsaidziecizywiolow.blogspot.com
 http://jelsanazawsze.blogspot.co.uk
 http://snieznahistoriajelsafanfiction.blogspot.com

Moje pytania do nominowanych:
1. Dlaczego postanowiłaś założyć bloga?
2.Masz jakieś zainteresowania nie związane z blogiem i pisaniem?
3.Gdybyś miała się wcielić w jednego z bohaterów twojego bloga to kogo byś wybrała?
4.Miałaś jakieś inne blogi? Jeśli tak to jakie?
5.Opisz siebie w trzech słowach.
6. Czytasz książki, jeśli tak to jakie? (gatunek)
7.A teraz zaczynają się dziwne pytania, bo kończą mi się pomysły na normalne. Co byś zrobiła gdybyś obudziła się, wstała i przeciągnęła się, po czym zdajesz sobie sprawę, że nie wstałaś ze swojego łóżka, tylko wyszłaś ze swojego grobu?
8.Gdybyś mogła panować nad którymś z czterech żywiołów, to który byś wybrała?
9.Jak byś zareagowała gdyby powiedzieli ci, że stałaś się jedną ze strażników Marzeń?
10. No i powracamy do normalnych pytań. Jaki jest twój ulubiony film?
11.Czytałaś Igrzyska Śmierci, lub oglądałaś filmy? Jeśli tak to co o nich sądzisz?
    



wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 3

Od dzisiaj komentować mogą również osoby anonimowe. Przepraszam, że dopiero teraz to zauważyłam :( Na przeprosiny macie długi rozdział.
Ps. dziękuję Marti Frost za komentarz
###
Zwołanie reszty strażników zajęło nie więcej niż kilka minut, wszyscy mieli podzielone zdania. Niektórzy jak Ząbek wierzyli w niewinność Jacka, inni, czy Kangur, (ups miało być Zając,) w nią wątpili. Głupi szarak, jak zwykle przeciwko niemu. Sanie wystartowały ( nasz długouchy tchórz tym razem nie dał się do sań wsadzić i wybrał podróż swoimi tunelami). Gdy wylądowali ich oczom ukazał się najdziwniejszy widok jaki w życiu widzieli. W tym samym momencie Kangur wyskoczył ze swoich tuneli. Rozejrzał się w około i stwierdził:
-Może to rzeczywiście nie Frost, nie dałby rady tak tego miasta urządzić.
-Dzięki Kangurku, ty zawsze wiesz co powiedzieć- żachnął się Frost. Zając odwrócił się w jego kierunku z bumerangiem gotowym do użycia. Jednak Jack niestety musiał przyznać mu rację. Lodowe kolce były wszędzie, przebijały niektóre budynki, wyrastały ze ścian, jezdni. Na niektórych były nabite niczym szaszłyk samochody. Śnieg był wszędzie. Gdzieś w oddali pod naporem śniegu zwalił się podziurawiony lodem niczym ser szwajcarski budynek. Strażnicy przygotowali się do walki. Wokół Ząbek latało mnóstwo rozgniewanych mleczuszek, North dobył swoich szpad, Zając bumerangów, Piasek stworzył dwa piaskowe bicze, a Jack no wiadomo, chwycił swoją laskę. Szli mijając coraz to większe, kolce. Zając poślizgnął sie i o mało co się na jeden nie nadział, ale Jack go w porę złapał. Dotarli do centralnej części miasta, dalszą drogę zagradzał wielki lodowy mur. Żaden z nich nigdy nie widział czegoś podobnego. Jack spróbował użyć na nim swojej mocy, ale ku jego zdziwieniu nie zadziałało. Strażnicy znaleźli jednak jego słaby punkt i udało im się roztrzaskać kawałek muru. Gdy tylko to zrobili musieli paść na ziemię, bo w ich kierunku pędziły lodowe pociski. Gdy atak minął  Frost podniósł się i zobaczył skuloną na ziemi białowłosą dziewczynę o niesamowicie niebieskich oczach. Na jej twarzy było widać wielkie zaskoczenie i szok, z jej usta padło jedno słowo...

***

-Jack- wyszeptała zaskoczona. Nie wiedziała jakie uczucie w niej przeważa. Ból, szczęście, czy szok. Patrzyła w obce, ale też znajome niebieskie oczy, białosrebrne włosy. Szukała różnic, czegokolwiek dzięki czemu mogła wziąć chłopaka za zwykłe przywidzenie. Ale to zdecydowanie był on. Chociaż to niemożliwe.
Tama wstrzymująca jej wspomnienia puściła, a one wylały się ogromną falą.
Był to jeden z wielu zimowych wieczorów, kiedy wszyscy zbierają się przy ciepłych kominkach, żeby się ogrzać. Wszyscy, ale nie ona. Ona siedziała na parapecie w swojej komnacie i wpatrywała się w okno. Patrzyła jak płatki śniegu wirują i opadają. Czuła jak jej łzy zamarzają spływając po jej policzkach. Spojrzała na trzymaną w dłoniach kartkę, którą znalazła wsuniętą pod drzwi.
"Elsa, nie wiem dlaczego mnie ignorujesz, dlaczego nie wychodzisz ze swojej komnaty. Nie wiem co ja takiego zrobiłam, że nawet podczas wspólnych posiłków, nie chcesz ze mną rozmawiać. Jeśli jakoś Cię uraziłam to przepraszam. Pamiętam jak kiedyś mówiłyśmy, że zawsze nie ważne co się stanie będziemy trzymać się razem. Byłyśmy wtedy dziećmi, a to "nie ważne co się stanie" oznaczało to, że w przyszłości któraś z nas wyjdzie za mąż i opuści królestwo, rozpłakałam się wtedy, a Ty mnie pocieszałaś, pamiętasz? Proszę powiedz dlaczego teraz starasz się od wszystkiego odciąć. Daj tą kopertę Sylvi, aby mi ja odniosła, albo spal ją, ale błagam Cię, odpisz.  To moja ostatnia próba, przepraszam, że zawracałam Ci głowę, jeśli odrzucisz ten list nie przyślę drugiego.
                                                                                                                   Twoja siostra Anna"
Białowłosa zwinęła kartkę papieru w kulkę i uroniła jeszcze kilka łez. Oparła czoło o chłodną szybę. Zapragnęła raz uciec, poczuć świeże powietrze. Tak dawno nigdzie nie wychodziła. Ostatni raz była na zewnątrz kiedy jechała z rodzicami do trolli, a Ania... a Ania prawie nie umarła, prawie nie umarła przez nią. Była dla niej zagrożeniem, dla wszystkich była zagrożeniem. Jednak coś kazało jej wyjść na zewnątrz, coś czego nie rozumiała. Po prostu czuła, że musi wyjść. Zeszła z parapetu i podeszła do drzwi, Zawahała się przy klamce. Co prawda korytarzy nie patrolowało tyle straży co kiedyś, ale... Bała się, bardzo się bała. Uchyliła jednak drzwi. W głowie utworzyła długą listę dlaczego nie powinna tego robić, dziwny przymus jednak zwyciężył i wyszła. Cichutko zamknęła za sobą drzwi. A wtedy zaczął się szaleńczy bieg przejściami dla służby. Coś pchało ją do przodu. Cały czas rozglądała się na boki patrząc czy aby ktoś jej nie widzi. Gdy dotarła do jednego z bocznych wyjść, zawahała się i już chciała się zawrócić, gdy coś spadło jej na nos. Było to kilka małych białych ziarenek piasku. Wątpliwości nagle się rozwiały. Wybiegła na zewnątrz rozkoszując się chłodnym zimowym powietrzem. Odetchnęła głęboko. Rozkoszowała się zimnem. Coś jednak wciąż pchało ja do przodu. Nie opierała się długo. szła przez królewskie ogrody brodząc w śniegu po łydki, ale nie przejmowała się tym. Nie czuła zimna tylko ekscytację. Mijała zaśnieżone krzewy, które teraz wyglądały jak zwykłe zaspy, a nie idealnie przystrzyżone twory ogrodniczego kunsztu. Sama nie wiedziała dlaczego zaczęła biec. Rozkoszowała się tym pędem. Minęła kamienną bramę, przebiegła przez dróżkę i popędziła w stronę lasu, gdzie nieco zwolniła tempa.
Gdy już poczuła się zmęczona oparła się o pobliską jodłę. Usłyszała głos małej dziewczynki z niedaleka, ale nie zdołała odróżni słów. Schowała się za drzewem. Ale poczuła jakby ktoś ją zza tego drzewa wypchnął. Podeszła bliżej. Zobaczyła mała polankę, na której toczyła się ostra bitwa na śnieżki. Brązowowłosa dziewczynka właśnie oberwała, roześmiała się i zaczęła lepić kulkę. Starszy od dziewczynki- na oko osiemnastoletni- chłopak, był bardzo do niej podobny. Te same brązowe włosy, brązowe oczy. Był ubrany jak większość  wioskowych chłopców, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Elsa pomyślała, że to chyba rodzeństwo. Nagle sama oberwała śnieżką. Zamrugała zaskoczona. Chłpopak wycbuchnąl smiechem.

-Nie ładnie tak podglądać- Elsa zarumieniła się przyłapana na gorącym uczynku, nie wiedziała co powiedzieć. Brązowowłosa podbiegła do brata.
-A ładnie to rzucać śnieżkami w ludzi- burknęła Elsa pod nosem. Gdyby jej guwernantka ją teraz usłyszała to złapałaby się za głowę, z powodu braku manier dziewczyny i na dodatek nie szczędziłaby jej kazań.
Chłopak nachylił się do siostry i powiedział niby szeptem, ale tak, żeby Elsa usłyszała.
-Idziemy stąd Emma, widać mamy do czynienia ze sztywniarą.- Elsa poczerwieniała, wiedziona impulsem stworzyła w dłoni śnieżkę i cisnęła nią w odwróconego chłopaka. Ten spojrzał na nią. Przestraszyła się, użyła mocy, chociaż nie powinna. Lecz chłopak tylko się uśmiechnął szelmowsko i zanim Elsa zdążyła się zorientować biała śniegowa kulka trafiła ją w nos. Tym razem to białowłosa się uśmiechnęła. Wybuchła kolejna bitwa na śnieżki. Skończyła się, gdy wszyscy zmęczeni upadli na śnieg blisko siebie. Wszyscy mieli rumieńce od zimna. Chłopak zaczął się podnosić. Podał rękę Elsie.
-Tak w ogóle to jestem Jack.- uśmiechnął się do niej.
-Elsa- odwzajemniła uśmiech.

Dni mijały, Anna nie wysyłała już więcej wiadomości, a Elsa coraz częściej wieczorową porą wymykała się z komnaty. Zaprzyjaźniła się z Jackiem, który nie wiedział, ani o jej królewskim pochodzeniu, ani o jej mocy. Rozbawiał ją, tylko przy nim szczerze się uśmiechała. Zapominała przy nim o swoich troskach, pierwszy raz była po prostu sobą i nikogo nie musiała udawać. Coraz więcej czasu spędzali razem, a jak to często bywa z biegiem upływających dni i tygodni przyjaźń zaczynała zmieniać się w coś innego. A Elsa bała się tego uczucia, bała się, że znowu kogoś skrzywdzi, dlatego wypierała je tak bardzo jak tylko mogła. Minęły jej szesnaste urodziny. 
Pewnego dnia siedzieli na zaśnieżonym pagórku i wpatrywali się w gwiazdy. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nic, dopóki Jack się nie odezwał.
-Elsa...- przeczesał ręka włosy. Spojrzała na niego. Coś go trapiło, a to nie zdarzało się zbyt często.
-Tak?- uśmiechnęła się by dodać mu otuchy. Jack zaczął lepi śnieżkę, by zająć czymś ręce.
-Nie wiem czy powinienem ci to powiedzieć, ale...
-Och. To coś nowego.- Rzeczywiście, Jack prawie nigdy się nie wahał, a gdy nie powinien czegoś robić zwykle robił to i tak na przekór wszystkim. 
-Mów.- stwierdziła, chłopak westchnął i zaśmiał się cicho jednak bez cienia wesołości.
-Dobra, ale obiecaj, że się nie wystraszysz, sztywniaro.
-Oczywiście, idioto.- uśmiechnęła się, często się podobnie przekomarzali.
-Elsa...- spoważniał nagle- nigdy nie czułem czegoś podobnego..- Dziewczyna podniosła się wystraszona, właśnie tego się bała.
-Nie- wyszeptała, wręcz wybłagała. Jack spojrzał na nią smutno.
-Zakochałem się w tobie, Elsa.- chciała żeby kłamał, ale widziała w jego brązowych oczach, że mówi prawdę.
-Nie- powtórzyła i zaczęła uciekać, wiatr się wzmógł i zaczął padać śnieg. Słyszała, że Jack ją woła i biegnie za nią, ona jednak się nie zatrzymywała. Śnieżyca się wzmogła, zniknęła Jackowi z pola widzenia. Po jej policzkach zaczęły płynąc łzy.Gdy dobiegła do pałacu i wkradła się z powrotem do swojej komnaty do oczu napłynęły jej łzy. Ona też go pokochała i właśnie tego się bała.

Dni mijały, Jack szukał jej wszędzie. Elsa przestała wychodzić, wciąż próbował ją znaleźć. Mijały kolejne dni statek, na którym płynęli rodzice dziewczyny zatonął, a ona pogrążyła się w rozpaczy. Nadeszły roztopy. Elsa próbowała wziąć się w garść. Wieczorem ubrała poniszczony brązowy płaszcz, który zakładała zawsze gdy wychodziła z pałacu, by nikt nie odkrył jej pochodzenia. Chodziła uliczkami miasteczka, próbując poukładać myśli w głowie. Wtedy ktoś na nią wpadł. Była to brązowowłosa dziewczynka. Elsa od razu ją poznała. Emma była zapłakana. Elsa próbowała ja pocieszyć, ale gdy dowiedziała się co się stało, jej oczy również się zaszkliły. Objęła dziewczynkę i kazała jej wracać do domu. Sama pobiegła ile tchu na to nieszczęsne jezioro, po drodze wylewając morze łez. Gdy dotarła na miejsce, wbiegła na lód, który pod jej dotykiem stawał się grubszy. Na środku upadła na kolana i dotknęła dłonią tafli i zaczęła głośno szlochać.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam- szeptała. Spojrzała na księżyc, który dopiero wchodził po niebie. Spojrzała jeszcze raz na lód, a moc przetoczyła się falą przez jej ciało i skuła lodem okoliczne skały. 

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 2

 Zapraszam na rozdział drugi i proszę o komentarze, to bardzo motywuje :)
###
Haely żuła gumę z pozornym spokojem, chciała nie dać po sobie poznać tego, że tak naprawdę jest prawdziwym kłębkiem nerwów. Wyczuwały to jednak cienie, które kłębiły się wokół stóp dziewczyny, ciemnym falującym pierścieniem gotowym rozproszy się i zaatakować. Źródło niepokoju dziewczyny stało odwrócone do niej plecami. Była to czarna sylwetka w ciemnym pomieszczeniu. Postać przyglądała się miedzianemu globusowi, na którym jarzyły się tysiące małych jasnych światełek. Światełek, które Mrok za wszelka cenę chce zgasić.
-Powiedz mi dlaczego zwlekałaś.- rzekł Czarny Pan nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem. Ona zaś wciąż wpatrywała się w jeden punkt w jego cień. Jedyny cień, nad którym nie mogła zapanować. Gdyby nie dała się zaskoczy w tamtym zaułku, gdyby jej cienie go zaatakowały i sprowadziły do Istoty Rzeczy... byłaby wolna.
Nie musiałaby się płaszczyć przed idiotą w czerni z ego wielkości Mont Everest.
Nie chciała do niego dołączy . Gadki typu "będą w nas wierzyć", "będziemy razem rządzić światem". "nic bardziej do siebie nie pasuje niż ciemność i cień" w ogóle jej nie ruszały, bo- uwaga wielkie zaskoczenie!- cieniowładna wolała pozostać w cieniu. Ale Mrok nie mógł sobie pozwoli na utratę cieniowładnej więc znalazł na nią mocny haczyk. Haely była bezbronna wobec koszmarów, które były na pograniczu materii i antymaterii i nie posiadała cienia. Cień atakuje cień, nie może go zniszczyć, ale odesłać do Istoty Rzeczy, ale jeśli coś nie ma cienia... cała moc dziewczyny na nic się zdaje, a Czarny Pan konsekwentnie wykorzystywał swoją przewagę nad nią. A Haely mimo, że miała już na karku ponad sto pięćdziesiąt lat wolała jeszcze trochę pożyć. Cieszyła się, że nie znalazł jej wcześniej, bo dostał sporego kopa od Strażników. Mimo to, że była panienką na posyłki- co okropnie ją wkurzało i doprowadzało czasem do szewskiej pasji- lubiła go irytować (np. przefarbowaniem końcówek na znienawidzony przez Mroka kolor: biały) to miała go głęboko w...
-Odpowiadaj- zwrócił się w jej kierunku. Patrzyła w jego złote oczy i skrzyżowała ramiona na piersi.
-Nie mam zamiaru- burknęła. Koszmary kłębiące się przy ścianach, na sufitach, dosłownie wszędzie zasyczały na nią gardłowo, a po jej plecach przeszedł zimny dreszcz. Jeden z koszmarów podbiegł do swojego pana i zaczął wpatrywać się w dziewczynę przeraźliwymi żółtymi ślepiami. Haely dałaby sobie rękę uciąć, że widział w niej przekąskę.Bezbronną przekąskę. Koszmar robił powolne kroki w jej stronę. Dziewczyna zaczęła się cofa, a cienie otoczyły ją jeszcze ciaśniejszym ochronnym kordonem. Gdy chciała się cofnąć o jeszcze jeden krok natrafiła stopą na pustkę. Przepaść, dotarła do krańca, nie ma gdzie uciec.
-Pytam się po raz ostatni. Dlaczego zwlekałaś?- Koszmar klapnął paszczą, a dziewczynie aż zakręciło się w nosie od jego siarkowego oddechu. Co za smród, ohyda. Przełknęła dumę,  i wycedziła:
-Przypomniałam sobie jak mnie pierwszy raz otoczyły cienie- prawie wywarczała przez zęby. Mrok się roześmiał, nawet ten durny koniopodobny koszmar, któremu cuchnęło z paszczy zaczął parskać ze śmiechu.
Ta bardzo zabawne, przekomiczne. Miała wtedy siedemnaście lat i jeszcze nie wiedziała, że nie żyje. Była zagubiona, przerażona, nie wiedziała co się dzieje. Cienie biegły do niej ze wszystkich stron, a ona próbowała od nich uciekać, chociaż nie miała powodu się ich bać. Wszystkie wolne cienie (cienie, które nie są połączone z żadną istotą lub przedmiotem, cienie należące do tych przedmiotów i istot, które zginęły dawno temu lub dopiero miały się pojawić -cienie w przeciwieństwie do istot, z którymi są połączone nie giną, ani się nie rodzą. Po prostu są) lgnęły do niej jak ćmy do ognia. Chciały by nadała im kształt i wartość, była ich panią, a one to czuły.
-W naszej Haely obudziło się sumienie, serduszko jej drgnęło!- Mrok zaśmiał się jeszcze raz, ale opanował wybuch wesołości.- Ale zgubiłaś ją w portalu- jego głos stał się groźny.  Koszmar supił się w sobie i już miał na nią skoczyc gdy powiedziała:
-Wiem jak ją znaleźć!- Mrok dał znak ręką i koszmar zawisł w powietrzu tuż przy twarzy dziewczyny, która odetchnęła z ulgą. Na prawdę nie chciało jej się żegnać z "życiem".
-Jest przerażona. Wystarczy teraz tylko włączyć jakiekolwiek media i zaraz usłyszymy o jakiejś pogodowej anomalii albo o śnieżycy stulecia. A teraz chciałabym już sobie pójść, znudziło mnie to.- zrobiła balona z gumy dla potwierdzenia swoich słów, ale nie udało jej się nikogo oszukać. Koszmar rozwiał się w powietrzu, a dziewczyna otoczona syczącymi cieniami poszła na drżących nogach w stronę wyjścia.

***
Wiadomości z ostatniej chwili! Ogromna śnieżyca nawiedziła Florydę, mieszkańców prosi się o zachowanie spokoju i pozostanie w domu. (Współczuję plażowiczom. hehe. dopis autorki).

***
Elsa nie wiedziała gdzie jest, nie wiedziała też za bardzo co się stało. Była nad jeziorem, otoczyły ją cienie, a potem... a potem znalazła się tu i jakaś pędząca metalowa maszyna na kołach o mało jej nie przejechała! Gwałtownie odskoczyła na bok, o mało nie wpadając pod kolejną podobną maszynę. Słyszała ogłuszający dźwięk klaksonu samochodowego i gniewny krzy kierowcy:
-Patrz jak leziesz wariatko!- Dziewczyna jeszcze nigdy nie widziała nic podobnego. Była zdezorientowana i przerażona. Wokół niej zaczęła tworzy się śnieżyca, a drogi zamarzały. Kilka samochodów wpadło w poślizg. Wszędzie było słychać tylko pisk opon. Dziewczyna zaczęła uciekać. Przedzierała się przez również uciekający tłum Nie widziała nic co było jej znane. Budynki były szare, ogromne i ponure, a ich iglice kaleczyły niebo. Potknęła się o coś. Upadła na asfaltową ulicę. W jej kierunku pędził samochód, kierowca albo jej nie zauważył, albo nie miał zamiaru hamować. Elsa uniosła dłoń w obronnym geście. Lodowe kolce przebiły pojazd na pół. Koła jeszcze się obracały, a przed kierowcą wybuchła poduszka powietrzna. Dziewczyna nie wiedziała co to jest i wystraszyła się jeszcze bardziej. Jedyne o czym w tej chwili marzyła to to, aby to wszystko okazało się tylko koszmarem, a ona obudzi się w swoich lodowych komnatach.
-Stać jesteś otoczona!- usłyszała krzyk. Zobaczyła kilku mężczyzn w granatowych uniformach. Mierzyli do niej z broni. Elsie przypomniało się jak na nią polowano, uniosła dłonie i odgrodziła się lodowym murem od napastników. Śnieżyca stała się jeszcze bardziej groźna i natarczywa. Mężczyźni zaczęli strzelać w ścianę lodu. Lodowe ostrza wystrzeliły z jej dłoni w około. Trafiały we wszystko, w porzucone samochody. Fala mocy przetoczyła się przez jej ciało i wylała się. Zakręciło się jej w głowie i upadła na kolana. Dopiero po kilku minutach gdy rozglądała się po oblodzonych i ośnieżonych wrakach dotarło do niej, że właśnie zamroziła całe miasto.

***

Jack leżał na łóżku w swoim pokoju i wpatrywał się w sufit raz po raz odbijając od niego mała piłeczkę. Nagle drzwi się otworzyły, Jack wpierw myślał, że elfy wreszcie przyniosły mu kanapki, o które prosił dwadzieścia minut temu. Mylił się jednak, bo stał w nich poczerwieniały z wściekłości North ze skrzyżowanymi ramionami.
-Jack!!!- wrzasnął, a białowłosy myślał, że od tego krzyku zaraz odpadną mu uszy. Zakrył je rękoma i się skrzywił.
-Rozumiem, że się zdenerwowałeś, ale to nie jest powód by zamrozić miasto na Florydzie!!!- chłopak zerwał się na równe nogi.
-Ale to nie ja!- zaprotestował. Nic nie zrobił, był w swoim  pokoju na biegunie północnym.- Byłem tu cały czas, on świadkiem.- wskazał na elfa, który właśnie przechadzał się korytarzem jedząc kanapkę, która miała być jego. Elf zatrzymał się wpół kroku, przełknął kęs i wskazał na siebie jakby pytając "ja?".
-Tak ty, powiedz mu, że jestem niewinny i tkwiłem tu cały czas!- elf wziął sporego gryza i potrząsnął głową, potwierdzając słowa chłopaka, a dzwoneczek na jego czapce brzęczał opętańczo. - Dobrze wiesz, że nie umiem zamraża na odległośc, więc to nie ja.- oparł się o swoją laskę. Według niego Northowi potrzeba było trochę luzu. Święty zbaraniał.
-Ale skoro nie ty... to kto?- i to było dobre pytanie. Pytanie, na które oboje chcieli znaleźć odpowiedź.

czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 1


Mała dziewczynka kończyła swoje dzieło. Uśmiechnęła się ciepło, a jej oczy lśniły. I nagle.. Bam! Kolejny idealny bałwanek został brutalnie zamordowany przez jej starszego brata.
-Jamie!-wrzasnęła Sophie i zgromiła spojrzeniem  swojego brata, który próbował wyjść z tego co zostało po bałwanie. Dziewczynka poczerwieniała, tupnęła nogą i powiedziała:
-Ja się tak nie bawię, idę do domu.- pomaszerowała przez ośnieżone podwórko z zaciętą miną, kątem oka oglądała toczącą się za nią bitwę na śnieżki. Kapucha bezsprzecznie wygrywała i zaczęła nacierać śniegiem Jamiego. Sophie uśmiechnęła się pod nosem. Obok niej przebiegł jej wierny pies. Chart o imieniu Abby. Pogłaskała suczkę za uchem i otworzyła drzwi do domu. Abby otrzepała się radośnie ze śniegu, a dziewczynka zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do wieszaków i zdjęła z siebie zieloną kurtkę i fioletową czapkę w zielone wzory. Nie zawracała sobie głowy rozwiązywanie sznurówek butów i pobiegła do swojego pokoju zostawiając na podłodze mokre ślady. Usiadła na łóżku i wzięła w swoje rączki swoją ulubioną maskotkę. Szarego królika, wpatrywała się w jego czarne oczy z guzików. Przypomniał jej się Zając, ten prawdziwy Zając, z którym malowała pisanki, uśmiechnęła się na to wspomnienie.
-Cześć zajączku. Ja nie chcę już zimy, chcę wiosnę. Nie lubię zimy, bo Jamie ciągle rzuca we mnie tymi przeklętymi śnieżkami, proszę spraw by już nadeszła wiosna. Proooooszę- wyszeptała z nadzieją w oczach i pobiegła do okna. Nic się nie zmieniło. Jej brat toczył bitwę na śnieżki z przyjaciółmi. Patrzyła jak się śmieją, wspaniale bawią bez niej. Nie zdziwiłaby się gdyby nikt nie zauważył jej nieobecności. Śnieg leżał na podwórku i ulicach, nawet nie zamierzał topnieć. Sophie westchnęła i usiadła z powrotem na łóżko. Zima dopiero się zaczynała, a ona już miała jej serdecznie dość.

***
Tuż pod oknem od pokoju dziewczynki siedział dziwny cień. Bez właściciela, bez kształtu. Gdy usłyszał prośbę dziewczynki wypowiedzianą do pluszowej zabawki wyprostował się jak struna i popędził dalej. Ukrywał się w innych cieniach. Stając, rozglądając się czujnie. Chował się w cieniach zabawek pozostawionych na śniegu, bałwanów. Przybierał różne kształty i rozmiary. W końcu znalazł cel swojej podróży, małą studzienkę, do której się wślizgnął, i w której przepadł wśród ciemności.

***
Młoda dziewczyna zaciągnęła mocniej na głowę kaptur czarnej bluzy, spod którego wystawały gęste, długie do ramion czarne włosy z białymi końcówkami. Wdepnęła w kałużę, na jej blade obliczę wypłynął grymas. Durna gołoledź, śnieg na poboczach ciapa na drogach, przez to nogawki jej ciemnych jeansów zawsze pozostawały mokre, na szczęście jej ulubione czarne glany nigdy nie przemakały. Wsadziła słuchawki w uszy i szła dalej.
-Haely! Haely!!!- Słyszała cichy lecz wściekły głos przez ostrą muzykę grającą w jej uszach. Zignorowała go jak zawsze. Cień rzucany przez mijaną przez nią skrzynkę na listy przybrał kształt przestraszonego napuszonego kota, który na nią zasyczał i czmychnął w swoją stronę. Jego również zignorowała. Ale cienistej dłoni zaciskającej się na jej gardle już nie mogła zignorować. Zaczęła się dusić, a słuchawki wypadły z jej uszu i zwisały na kablu wystającym z kieszeni jej bluzy. Patrzyła rozszerzonymi szarymi oczami na przewyższający ją o półtorej głowy cień. Próbowała pozbyć się jego dłoni ze swojej szyi. Cień rzucił nią o ulicę, a jadący właśnie w tym momencie samochód przeniknął przez nią. Przeszył ją chłód, próbowała złapać oddech. Cień zmierzył ją wyzywającym spojrzeniem po czym się rozpłynął. Ona podniosła się, westchnęła, spuściła wzrok i również rozpłynęła się cieniach, które rozbiegły się w różne strony, lecz zmierzały do tego samego celu.

***
Ciemność. Tylko to widział. Ciemność. Zatracał się w niej, nie mógł się wydostać. Spojrzał w górę, na przesączające się przez lód światło księżyca. Ale przez lodową skorupę, która zamykała go w podwodnych odmętach zobaczył coś jeszcze. Wielkie, piękne niebieskie oczy pełne łez. Oczy, które kochał, ale one nigdy nie kochały jego…
-Jack, NIE ŚPIJ!!!- chłopak zerwał się jak rażony piorunem, przez to wszystko jego laska oparta o kant stołu uderzyła go w głowę. Syknął. Nie ma to jak głośny krzyk Mikołaja o poranku… Chyba poranku…
-Nie śpię- burknął pod nosem. Stojący przed nim North tylko skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na niego kpiącym wzrokiem.
-Właśnie widzę.- podszedł do niego i rzucił na stolik kolejną grubą książkę. W powietrze wzbiły się tabuny kurzu. Białowłosy chłopak kichnął.
-Uzupełnienie kodeksu, masz to wykuć na blachę.- Chłopak westchnął głośno. Mogli go ostrzec, że jak już zostanie Strażnikiem to czeka go przebrnięcie przez sześć tysięcy stron męki, nie wspominając o tomach uzupełniających do Kodeksu Strażników. Na dodatek ciągłe ględzenie Northa w kółko o tym samym robi się okropnie nudne, tak nudne, że krótka drzemka jest jedyna deską ratunku, z której Jack już nie raz korzystał. Co dziwne od dłuższego czasu śni mu się w kółko to samo. Te oczy… nie pamiętał ich, ale wydawały mu się dziwnie znajome…
-Znów nie uważasz.- stwierdził Mikołaj. Jack otrzepał bluzę z kurzu, wstał i podniósł swoją laskę. Stwierdził, że koniec tej męki na dziś.
-Uważam. Mówiłeś, że Strażnik Marzeń musi być bla bla bla bla bla- nawet się za siebie nie odwrócił tylko ruszył w stronę wielkich drewnianych drzwi. Już miał zamiar je otworzyć i przestąpić próg biblioteki, gdy koło głowy przeleciała mu jedna ze szpad Northa i wbiła się w drewno. Jack przełknął gulę.
-Mówiłem, że musisz być uważny, rozważny, kierować się Kodeksem, a przede wszystkim dobrem tych, których za zadanie mamy chronić. Dzieci. Jeśli przerasta cię wkucie kilku prostych zasad i utrzymanie nerwów na wodzy, to chyba przerasta cię również bycie Strażnikiem.- w jego głosie było słychać nutę goryczy, ale także powagę. Nawet nie wiedział jak jego słowa ubodły chłopaka. Posłał Northowi ostatnie spojrzenie i wyszedł z biblioteki trzaskając za sobą ciężkimi drzwiami.

***

Po jeziorze przebiegł jakiś cień. Elsa poderwała głowę i przyjrzała się temu dziwnemu zjawisku. Cień zatrzymał się na środku jeziora i pomachał w jej kierunku cienistą ręką jakby ją zapraszał do wejścia na lód. Po plecach Elsy przebiegły dreszcze strachu, a wichura przybrała na sile, jakby miała zamiar zamienić wszystko w pył lub zasypać góry ogromną warstwą śniegu. Zza jej pleców zaczęły wyłaniać się inne cienie, nie wyglądające już tak przyjaźnie jak ten pierwszy. Przypominały okropne groteskowe istoty, przerażające kreatury, które sunęły po ziemi w kierunku dziewczyny zbliżając się do niej coraz bardziej. Przerażenie w niej rosło, w miejscach chwilowego pobytu cieni wyrastały olbrzymie ostre kolce, lecz nie były w stanie zranić wciąż sunącego do przodu przeciwnika. Niewiele myśląc wbiegła na lód, cienie się zbliżały, a to była jej jedyna deska ratunku. Czekający na nią na środku jeziora cień zafalował zniecierpliwiony. Pozostałe błyskawicznie znalazły się przy niej otaczając białowłosą ciasnym ciemnym falującym i zmieniającym kształt pierścieniem. Stworzyła wokół siebie burzę śnieżną by odciąć się od napastników. Lecz cienie zaczęły łączyć się ze śniegiem otaczając ją wirem, który ją pochłonął...