elsa i jack

elsa i jack

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 3

Od dzisiaj komentować mogą również osoby anonimowe. Przepraszam, że dopiero teraz to zauważyłam :( Na przeprosiny macie długi rozdział.
Ps. dziękuję Marti Frost za komentarz
###
Zwołanie reszty strażników zajęło nie więcej niż kilka minut, wszyscy mieli podzielone zdania. Niektórzy jak Ząbek wierzyli w niewinność Jacka, inni, czy Kangur, (ups miało być Zając,) w nią wątpili. Głupi szarak, jak zwykle przeciwko niemu. Sanie wystartowały ( nasz długouchy tchórz tym razem nie dał się do sań wsadzić i wybrał podróż swoimi tunelami). Gdy wylądowali ich oczom ukazał się najdziwniejszy widok jaki w życiu widzieli. W tym samym momencie Kangur wyskoczył ze swoich tuneli. Rozejrzał się w około i stwierdził:
-Może to rzeczywiście nie Frost, nie dałby rady tak tego miasta urządzić.
-Dzięki Kangurku, ty zawsze wiesz co powiedzieć- żachnął się Frost. Zając odwrócił się w jego kierunku z bumerangiem gotowym do użycia. Jednak Jack niestety musiał przyznać mu rację. Lodowe kolce były wszędzie, przebijały niektóre budynki, wyrastały ze ścian, jezdni. Na niektórych były nabite niczym szaszłyk samochody. Śnieg był wszędzie. Gdzieś w oddali pod naporem śniegu zwalił się podziurawiony lodem niczym ser szwajcarski budynek. Strażnicy przygotowali się do walki. Wokół Ząbek latało mnóstwo rozgniewanych mleczuszek, North dobył swoich szpad, Zając bumerangów, Piasek stworzył dwa piaskowe bicze, a Jack no wiadomo, chwycił swoją laskę. Szli mijając coraz to większe, kolce. Zając poślizgnął sie i o mało co się na jeden nie nadział, ale Jack go w porę złapał. Dotarli do centralnej części miasta, dalszą drogę zagradzał wielki lodowy mur. Żaden z nich nigdy nie widział czegoś podobnego. Jack spróbował użyć na nim swojej mocy, ale ku jego zdziwieniu nie zadziałało. Strażnicy znaleźli jednak jego słaby punkt i udało im się roztrzaskać kawałek muru. Gdy tylko to zrobili musieli paść na ziemię, bo w ich kierunku pędziły lodowe pociski. Gdy atak minął  Frost podniósł się i zobaczył skuloną na ziemi białowłosą dziewczynę o niesamowicie niebieskich oczach. Na jej twarzy było widać wielkie zaskoczenie i szok, z jej usta padło jedno słowo...

***

-Jack- wyszeptała zaskoczona. Nie wiedziała jakie uczucie w niej przeważa. Ból, szczęście, czy szok. Patrzyła w obce, ale też znajome niebieskie oczy, białosrebrne włosy. Szukała różnic, czegokolwiek dzięki czemu mogła wziąć chłopaka za zwykłe przywidzenie. Ale to zdecydowanie był on. Chociaż to niemożliwe.
Tama wstrzymująca jej wspomnienia puściła, a one wylały się ogromną falą.
Był to jeden z wielu zimowych wieczorów, kiedy wszyscy zbierają się przy ciepłych kominkach, żeby się ogrzać. Wszyscy, ale nie ona. Ona siedziała na parapecie w swojej komnacie i wpatrywała się w okno. Patrzyła jak płatki śniegu wirują i opadają. Czuła jak jej łzy zamarzają spływając po jej policzkach. Spojrzała na trzymaną w dłoniach kartkę, którą znalazła wsuniętą pod drzwi.
"Elsa, nie wiem dlaczego mnie ignorujesz, dlaczego nie wychodzisz ze swojej komnaty. Nie wiem co ja takiego zrobiłam, że nawet podczas wspólnych posiłków, nie chcesz ze mną rozmawiać. Jeśli jakoś Cię uraziłam to przepraszam. Pamiętam jak kiedyś mówiłyśmy, że zawsze nie ważne co się stanie będziemy trzymać się razem. Byłyśmy wtedy dziećmi, a to "nie ważne co się stanie" oznaczało to, że w przyszłości któraś z nas wyjdzie za mąż i opuści królestwo, rozpłakałam się wtedy, a Ty mnie pocieszałaś, pamiętasz? Proszę powiedz dlaczego teraz starasz się od wszystkiego odciąć. Daj tą kopertę Sylvi, aby mi ja odniosła, albo spal ją, ale błagam Cię, odpisz.  To moja ostatnia próba, przepraszam, że zawracałam Ci głowę, jeśli odrzucisz ten list nie przyślę drugiego.
                                                                                                                   Twoja siostra Anna"
Białowłosa zwinęła kartkę papieru w kulkę i uroniła jeszcze kilka łez. Oparła czoło o chłodną szybę. Zapragnęła raz uciec, poczuć świeże powietrze. Tak dawno nigdzie nie wychodziła. Ostatni raz była na zewnątrz kiedy jechała z rodzicami do trolli, a Ania... a Ania prawie nie umarła, prawie nie umarła przez nią. Była dla niej zagrożeniem, dla wszystkich była zagrożeniem. Jednak coś kazało jej wyjść na zewnątrz, coś czego nie rozumiała. Po prostu czuła, że musi wyjść. Zeszła z parapetu i podeszła do drzwi, Zawahała się przy klamce. Co prawda korytarzy nie patrolowało tyle straży co kiedyś, ale... Bała się, bardzo się bała. Uchyliła jednak drzwi. W głowie utworzyła długą listę dlaczego nie powinna tego robić, dziwny przymus jednak zwyciężył i wyszła. Cichutko zamknęła za sobą drzwi. A wtedy zaczął się szaleńczy bieg przejściami dla służby. Coś pchało ją do przodu. Cały czas rozglądała się na boki patrząc czy aby ktoś jej nie widzi. Gdy dotarła do jednego z bocznych wyjść, zawahała się i już chciała się zawrócić, gdy coś spadło jej na nos. Było to kilka małych białych ziarenek piasku. Wątpliwości nagle się rozwiały. Wybiegła na zewnątrz rozkoszując się chłodnym zimowym powietrzem. Odetchnęła głęboko. Rozkoszowała się zimnem. Coś jednak wciąż pchało ja do przodu. Nie opierała się długo. szła przez królewskie ogrody brodząc w śniegu po łydki, ale nie przejmowała się tym. Nie czuła zimna tylko ekscytację. Mijała zaśnieżone krzewy, które teraz wyglądały jak zwykłe zaspy, a nie idealnie przystrzyżone twory ogrodniczego kunsztu. Sama nie wiedziała dlaczego zaczęła biec. Rozkoszowała się tym pędem. Minęła kamienną bramę, przebiegła przez dróżkę i popędziła w stronę lasu, gdzie nieco zwolniła tempa.
Gdy już poczuła się zmęczona oparła się o pobliską jodłę. Usłyszała głos małej dziewczynki z niedaleka, ale nie zdołała odróżni słów. Schowała się za drzewem. Ale poczuła jakby ktoś ją zza tego drzewa wypchnął. Podeszła bliżej. Zobaczyła mała polankę, na której toczyła się ostra bitwa na śnieżki. Brązowowłosa dziewczynka właśnie oberwała, roześmiała się i zaczęła lepić kulkę. Starszy od dziewczynki- na oko osiemnastoletni- chłopak, był bardzo do niej podobny. Te same brązowe włosy, brązowe oczy. Był ubrany jak większość  wioskowych chłopców, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Elsa pomyślała, że to chyba rodzeństwo. Nagle sama oberwała śnieżką. Zamrugała zaskoczona. Chłpopak wycbuchnąl smiechem.

-Nie ładnie tak podglądać- Elsa zarumieniła się przyłapana na gorącym uczynku, nie wiedziała co powiedzieć. Brązowowłosa podbiegła do brata.
-A ładnie to rzucać śnieżkami w ludzi- burknęła Elsa pod nosem. Gdyby jej guwernantka ją teraz usłyszała to złapałaby się za głowę, z powodu braku manier dziewczyny i na dodatek nie szczędziłaby jej kazań.
Chłopak nachylił się do siostry i powiedział niby szeptem, ale tak, żeby Elsa usłyszała.
-Idziemy stąd Emma, widać mamy do czynienia ze sztywniarą.- Elsa poczerwieniała, wiedziona impulsem stworzyła w dłoni śnieżkę i cisnęła nią w odwróconego chłopaka. Ten spojrzał na nią. Przestraszyła się, użyła mocy, chociaż nie powinna. Lecz chłopak tylko się uśmiechnął szelmowsko i zanim Elsa zdążyła się zorientować biała śniegowa kulka trafiła ją w nos. Tym razem to białowłosa się uśmiechnęła. Wybuchła kolejna bitwa na śnieżki. Skończyła się, gdy wszyscy zmęczeni upadli na śnieg blisko siebie. Wszyscy mieli rumieńce od zimna. Chłopak zaczął się podnosić. Podał rękę Elsie.
-Tak w ogóle to jestem Jack.- uśmiechnął się do niej.
-Elsa- odwzajemniła uśmiech.

Dni mijały, Anna nie wysyłała już więcej wiadomości, a Elsa coraz częściej wieczorową porą wymykała się z komnaty. Zaprzyjaźniła się z Jackiem, który nie wiedział, ani o jej królewskim pochodzeniu, ani o jej mocy. Rozbawiał ją, tylko przy nim szczerze się uśmiechała. Zapominała przy nim o swoich troskach, pierwszy raz była po prostu sobą i nikogo nie musiała udawać. Coraz więcej czasu spędzali razem, a jak to często bywa z biegiem upływających dni i tygodni przyjaźń zaczynała zmieniać się w coś innego. A Elsa bała się tego uczucia, bała się, że znowu kogoś skrzywdzi, dlatego wypierała je tak bardzo jak tylko mogła. Minęły jej szesnaste urodziny. 
Pewnego dnia siedzieli na zaśnieżonym pagórku i wpatrywali się w gwiazdy. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nic, dopóki Jack się nie odezwał.
-Elsa...- przeczesał ręka włosy. Spojrzała na niego. Coś go trapiło, a to nie zdarzało się zbyt często.
-Tak?- uśmiechnęła się by dodać mu otuchy. Jack zaczął lepi śnieżkę, by zająć czymś ręce.
-Nie wiem czy powinienem ci to powiedzieć, ale...
-Och. To coś nowego.- Rzeczywiście, Jack prawie nigdy się nie wahał, a gdy nie powinien czegoś robić zwykle robił to i tak na przekór wszystkim. 
-Mów.- stwierdziła, chłopak westchnął i zaśmiał się cicho jednak bez cienia wesołości.
-Dobra, ale obiecaj, że się nie wystraszysz, sztywniaro.
-Oczywiście, idioto.- uśmiechnęła się, często się podobnie przekomarzali.
-Elsa...- spoważniał nagle- nigdy nie czułem czegoś podobnego..- Dziewczyna podniosła się wystraszona, właśnie tego się bała.
-Nie- wyszeptała, wręcz wybłagała. Jack spojrzał na nią smutno.
-Zakochałem się w tobie, Elsa.- chciała żeby kłamał, ale widziała w jego brązowych oczach, że mówi prawdę.
-Nie- powtórzyła i zaczęła uciekać, wiatr się wzmógł i zaczął padać śnieg. Słyszała, że Jack ją woła i biegnie za nią, ona jednak się nie zatrzymywała. Śnieżyca się wzmogła, zniknęła Jackowi z pola widzenia. Po jej policzkach zaczęły płynąc łzy.Gdy dobiegła do pałacu i wkradła się z powrotem do swojej komnaty do oczu napłynęły jej łzy. Ona też go pokochała i właśnie tego się bała.

Dni mijały, Jack szukał jej wszędzie. Elsa przestała wychodzić, wciąż próbował ją znaleźć. Mijały kolejne dni statek, na którym płynęli rodzice dziewczyny zatonął, a ona pogrążyła się w rozpaczy. Nadeszły roztopy. Elsa próbowała wziąć się w garść. Wieczorem ubrała poniszczony brązowy płaszcz, który zakładała zawsze gdy wychodziła z pałacu, by nikt nie odkrył jej pochodzenia. Chodziła uliczkami miasteczka, próbując poukładać myśli w głowie. Wtedy ktoś na nią wpadł. Była to brązowowłosa dziewczynka. Elsa od razu ją poznała. Emma była zapłakana. Elsa próbowała ja pocieszyć, ale gdy dowiedziała się co się stało, jej oczy również się zaszkliły. Objęła dziewczynkę i kazała jej wracać do domu. Sama pobiegła ile tchu na to nieszczęsne jezioro, po drodze wylewając morze łez. Gdy dotarła na miejsce, wbiegła na lód, który pod jej dotykiem stawał się grubszy. Na środku upadła na kolana i dotknęła dłonią tafli i zaczęła głośno szlochać.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam- szeptała. Spojrzała na księżyc, który dopiero wchodził po niebie. Spojrzała jeszcze raz na lód, a moc przetoczyła się falą przez jej ciało i skuła lodem okoliczne skały. 

6 komentarzy:

  1. Ja...ja....ja...płacze! To jest takie....PIĘKNE! Cudowny rozdział, puki co chyba najlepszy (poprzednie też były super) napisz jak najszybszy NEXT już nie mogę się doczekać! Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dawno trafiłam na twojego bloga i od początku się w nim zakochałam. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    PS. Przepraszam, że z anonima, ale nie mogę teraz wejść na komputerSwaggie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię/Was do LBA. :) Szczegóły u mnie :http://jelsa-jackxelsa-love.blogspot.com/2015/03/liebster-award.html.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego masz taki talent ja teraz rycze jak dziecko!!!! :c T^T no wes zazdroszczę ci talentu.
    Rozdział piękny :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisz mam łzy w oczach pisz puki ci tcu starczy

    OdpowiedzUsuń