elsa i jack

elsa i jack

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 2 (2)

Zapraszam na drugi rozdział nowego opowiadania, wiem, że powinnam pisać przeplatanką (raz jedno opowiadanie raz drugie) ale jakoś tak wena mnie wzięła :)

Ma związane nadgarstki, a na ustach knebel. Ostry zapach targu uderza ją w nozdrza. Szarpie się, ale nie może się wyrwać silnej ręce, która ją trzyma. Ma na sobie łachmany, a z szyi zwisa numer identyfikacyjny i cena wywoławcza. Ludzie przekrzykują siebie nawzajem.
-200 srebrników, kto da więcej?!- krzyczy handlarz. Łzy spływają jej po twarzy, zmywając wszechobecny kurz i pył z jej policzków.
-250!- wrzeszczy jeden z potencjalnych nabywców, u którego boku widać już wielu niewolników. ona nawet nie chce wiedzieć co z nimi robi. Handlarz wciąż podbija cenę, kupujący się przekrzykują, wrzeszcząc coraz to wyższe sumy. Ona szarpie się coraz mocniej i mocniej, knebel puszcza.
-Sprzedana za 10 000 złotych monet!- Dziewczyna wierzga, krzyczy "nie" i szarpie się ile tylko może, jednak silne ręce znoszą ją z podestu i przykuwają łańcuchem do uprzęży na grzbiecie konia swojego nabywcy. Stała się własnością...
Gwałtownie się budzi w przestronnej zdobionej karocy. Mruga zaspanymi oczami, a rzeczywistość powoli zaczyna do niej docierać. Brała ślub, jest w podróży do Nasturii... Czyli to nie był zwykły koszmar, odzwierciedlał rzeczywistość.
-Wszystko w porządku, moja pani?- pyta się Hans. Ona próbuje się nie wzdrygnąć, nie przywykła, jeszcze do tego, że jest przy niej i chyba nigdy nie przywyknie. Młody książę wydaje się miłym i dobrym mężczyzną, ale jest coś... coś w jego oczach, co przyprawia ją o ciarki. Na dodatek nie była przyzwyczajona co częstego towarzystwa. Sprawiała zagrożenie, ale ostatnio udaje jej się poskromić tą niszczycielską moc, którą w sobie nosi.
-Tak, wszystko w porządku, dziękuję za troskę- odpowiada cicho patrząc przez okno powozu. Przejeżdżają przez miasto. Wszędzie widzi stłoczonych przy powozie mieszkańców. Konna straż musi ich rozganiać. Dzieci, dorośli w łachmanach błagają o kawałek chleba. Są wychudzeni, a dzieci mają puste, smutne oczy. Na ten widok serce jej się kraje w Arendell było nie do pomyślenia, by doprowadzić poddanych do takiego stanu, a potem rozganiać jak bydło. Jednej dziewczynce, strażnik na koniu o mało co nie miażdży nogi. W porę udało jej się umknąć. Elsa nie jest w stanie nic powiedzieć, w jej gardle urosła ogromna gula. Podczas gdy ona podróżuje przez kraj w luksusach  i naprzykrza się na swoje położenie, ci ludzie umierają z głodu. Widzi, że niektórzy są chorzy... Ma zamiar krzyknąć na strażników, by przestali, już chwyta są sakiewkę by rzucić, choć trochę pieniędzy tym biednym ludziom. Ona musi im jakoś pomóc, lecz w tym momencie Hans łapie ja za dłoń, uniemożliwiając sięgnięcie po sakiewkę.
-Przeklęta biedota- syczy.- Zatruwają życie w stolicy, nie martw się pani. straże zaraz zrobią z nimi porządek. Przykro mi, że musiałaś to oglądać, moja pani.- Wstrząsa nią. Tak wygląda stolica? A biedne miasteczka, wsie? Nie może sobie wyobrazić panującego tam ubóstwa, przerażało ją jak można doprowadzić poddanych do takiej nędzy. Czuje nagła fale wstrętu do tego człowieka, którego przyszło nazywać jej mężem, do tego kraju, o to jak rządzi. Jak tylko ona zasiądzie na tronie, postara się wszystko zmienić.
Straże rozganiają ludzi, którzy uciekają w popłochu. Ona widzi, że niektórzy są poranieni od włóczni strażników, patrzy na uciekające dzieci z przerażeniem w oczach. Czuje jak do jej oczu napływają łzy, ale nie pozwala im płynąć. Ta przeklęta moc walczy w niej, ale ją również powstrzymuje.
Patrzy na bogate kramy, stoiska, na krągłe sprzedawczynie, z masą złotych pierścieni na grubych palcach, na tkaniny ich sukien i nie może uwierzyć... Jednak prawdą jest, że Nasturia jest państwem bogaczy i żebraków...
-Dlaczego... dlaczego ci ubodzy ludzie nie pracują?-pyta. Nie widzi ani jednego stoiska, ani jednego sklepu prowadzonego przez ludzi uboższych. Ci bogaci przepędzają ich z ulicy jak dzikie psy.
Książę prycha z odrazą, jakby tak głupi pomysł nigdy nie przeszedł mu przez myśl.
-A ty pozwoliłabyś pracować złodziejom i przestępcom? Niech się cieszą, że wszyscy nie znaleźli się w celach. Niektórzy pomagają przy zbiorach, albo przy innej pracy godnej takich łachmaniarzy- Przeszywa ja kolejna fala nienawiści. Skoro nie mają co jeść, nie mają czym zapłacić i nawet nie mogą zarobić... to jak nie kraść by przeżyć?

***

Czuje się jak pajac. Inaczej nie da się tego określić. Jest w garniturze przyrodniego brata Abby, który wyjechał do letniej posiadłości ojca, a że jest "pokaźnych" rozmiarów, Abby musiała "nieco" owy garnitur zwęzić i skrócić, ale tak, że zawsze może go przywrócić do stanu pierwotnego, aby nikt się nie zorientował. Mimo to na Jacka i tak jest za duży i czuje się w nim jak jakieś dziwadło.A w towarzystwie obrzydliwie bogatych "świń",  czuł się "niekomfortowo", szczególnie, że gdyby ktoś dowiedział się, że on i Emma są z plebsu w najlepszym wypadku skończyliby w lochu. Jack jednak nie żałował, że przyjął od Abby zaproszenia, nawet nie śmiał. Nigdy nie widział swojej małej siostrzyczki bardziej szczęśliwej niż gdy powiedział, że idą na bal zobaczyć przyszłą królową. Rzuciła mu się na szyję i prawie go nie udusiła.
O wilku mowa, myśli gdy Emma do niego podbiega z jednym z najszerszych uśmiechów jakie w życiu widział. Ma na sobie niebieską sukieneczkę, którą Abby "pożyczyła" od swojej młodszej przyrodniej siostry, która jest mniej więcej w wieku Emmy. Brązowowłosa Patrzy na niego skrzącymi się oczami i mocno go przytula. On pochyla się i również przytula siostrę.
-Dzięki Jack! Szkoda tylko, że Abcia nie mogła przyjść tu z nami.- (Nie wyjawił siostrze pochodzenia zaproszeń, wiedział, że albo odda zaproszenie, albo będzie czuła się winna z tego powodu, że ona idzie a Abby nie, bo to ona im je oddała.)
-Jakby "Abcia" usłyszałaby jak na nią mówisz załaskotałaby cię na śmierć- uśmiecha się i zaczyna łaskotać Emmę, która cicho chichocze, jednak szybko przestaje i prostuje się jak struna, pod podejrzliwym i dziwnym spojrzeniem pozostałych gości. To jedyny przejmuje się tym co myślą o nim inni.
Nagle rozbrzmiewają fanfary. Zaraz na balu pojawi się rodzina królewska...
Książęta wraz ze swoimi żonami dostojnie wchodzą na sale. Wśród znanych, srogich oblicz pojawia się nowe, zupełnie nie pasujące do królewskiej rodziny Nasturii. Młoda białowłosa niebieskooka piękna kobieta, kroczy u boku najmłodszego księcia. A więc to jest ta księżniczka z Arendell.
Jack już chce wskazać jej oblicze siostrze, lecz zauważa, że jej nie ma. Szuka jej wzrokiem i w końcu zauważa jak biegnie z szerokim uśmiechem i przytula się do nowej, zaskoczonej księżniczki.
Czuje jak krew odpływa mu z twarzy, za taką obrazę majestatu, grozi śmierć...

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 1 (2)

Hejo!!! Zapraszam was  na nowy rozdział :) :
Gdy złote obrączki, symbole małżeństwa, zostają wymienione, Elsa niemal natychmiast nakłada z powrotem rękawiczki, by nikt nie zauważył, że cenny przedmiot, zaczął pokrywać szron. Chce uciec, ale wie..., że nie może...
-Możecie się pocałować- rzecze kapłan. Dziewczyna patrzy na swojego męża i zamyka oczy. O tyle przysięga była dla niej tylko i wyłącznie klepaniem formułek, których wcześniej musiała wyuczyć się na pamięć, pieczętujący ją pocałunek jest jakby ponad jej siły, bo to on sprawia, że zwykła formułka przestaje być formułką. Nie chce tego ślubu, wodzi spojrzeniem po zebranych z kamienną maską na twarzy. Maską obojętności i akceptacji, jakby to było dla niej nic nie znaczącym przeżyciem. Nie pokazuje tego, że wszystko się w niej buntuje. Gdy jej wargi łączą się z wargami Hansa, jedna samotna łza  spływa po jej policzku, krusząc maskę spokoju...
Podczas hucznego wesela siedzi sztywno jakby połknęła kij. Nie jest w stanie przełknąć ani jednego kęsa z wykwintnych dań ustawionych na suto zastawionym stole. Patrzy pustym wzrokiem na występy artystów z Arendell i Nasturii, ubranych w tradycyjne stroje. Nie zwraca uwagi na żywą zapraszającą do tańca muzykę. Tępo obserwuje pary na parkiecie, słucha gwaru rozmów i śmiechu. Raz po raz uśmiecha się starając się by wyglądało to naturalnie. Zdaje się, że wszystko dochodzi do niej z oddali. Ale jest piekielnie świadoma obecności Hansa, swojego męża u boku i jego dłoni, która zamyka jej drobną dłoń.
Jeden mocno już podchmielony hrabia wznosi toast za młodą parę. Stukają kieliszki ucztujących, krople wina spadają na biały obrus.
-Za zdrowie pary młodej!- krzyczy, pozostali mu wtórują. Nadchodzi czas na prezenty, a nikt nawet Anna nie zauważa, że Elsa bardziej przypomina lalkę, niż żywą osobę. Stara się odepchnąć to wszystko od siebie jak najdalej. Większość prezentów jest standardowa, a to komplet srebrnych sztućców, a to porcelanowa zastawa. Lecz jeden różni się od innych... Jest to rzeźbiona kołyska, z drobnymi ornamentami charakterystycznymi dla Arendell i Nasturii. Elsa czuje jak jej żołądek podjeżdża do gardła, maska się rozpada. Wysila się na uśmiech i prosi wszystkich zebranych o wybaczenie. Oddala się od gwaru, a gdy już jest pewna, że nikt jej nie zobaczy biegnie do zamku i z przyzwyczajenia wpada do swojego pokoju. Patrzy w lustro przy toaletce.
Włosy wychodzą z koka, a oczy są zaczerwienione, jakby zaraz miała płakać. Do tej pory odrzucała myśli o nocy poślubnej, czekała ją długa podróż do Nasturii, więc noc poślubna została odłożona w czasie, ale jak dojadą...
Ma ochotę uciec, patrzy w lustro na swoją przerażoną twarz, na jej drżące dłonie. Bierze wdech i wymierza sobie porządny policzek. Głowa jej odskakuje, a na policzku pojawia się czerwony ślad.
-Weź się w garść- syczy na swoje odbicie.-Robisz to dla dobra królestwa.- mówi na powrót zakładając maskę powagi i obojętności...

***

-Nie no, chłopaki wyluzujcie- mówi idąc tyłem wystawiając dłonie w obronnym geście, cały czas zastanawiając się nad drogą ucieczki. -Co było to było, nie warto rozpamiętywać przeszłości.- W myślach przeszukuje wszystkie możliwe trasy jak najszybszej ucieczki, niestety dwie najlepsze niestety musi teraz wykluczyć, bo o tej porze mogą być patrolowane, a ostatnie czego mu brakuje to napatoczenie się na strażników. Jest między młotem, a kowadłem, ale zawsze pozostaje trzecia opcja.
-Oddaj kasę, Overland to może nie pogruchotamy ci wszystkich kości.- mówi postawny niebezpieczny mężczyzna z efektowną szramą przy oku, uderzając pięścią w drugą dłoń, dając do zrozumienia co ma zamiar z nim zrobić. Spogląda na drugiego dryblasa, który powoli się do niego przybliża groźnie łypiąc, a jedno szklane oko potęguje efekt. Overland prawie żałował, że ich wtedy wrobił i zwiał z forsą, prawie... Teraz też, nie ma zamiaru oddać im pieniędzy i tak sporą część musiał odpalić temu cholernemu jubilerowi, by sprzedał łańcuszek, trzymał mordę na kłódkę i przede wszystkim nie wzywał strażników. Pech chciał, że jak od niego wracał napatoczył się na braci Stabbington.
-Skąd ta wrogość, może najpierw pogadajmy.- powoli cofa się o kilka kroków.
-Gadać to ty se mo...- nie kończy, bo Overland obraca się na pięcie i rzuca się do ucieczki. Bracia Stabbington ruszają za nim, jednak on jest szybszy i zostawia ich odrobinę w tyle. Już zamierza wziąć ostry zakręt, gdy nagle ktoś łapie go za tunikę i pociąga w ciemny zaułek. Pada jak długi. Zrywa się szybko i już ma zamiar sięgnąć po mały sztylet, gdy widzi znajome, szare pełne wściekłości oczy. Abby (czyt. Abi), a więc opcja numer 4. Wzdycha z ulgą, już myślał, że mają "kolegów".
-C-co ty...- szepcze, gdy Abby jednym szybkim ruchem  byłego kieszonkowca zabiera mu sakiewkę, ze zdobytymi pieniędzmi, po czym wyrzuca ją na bruk kawałek dalej. Overland już ma zamiar pobiec po pieniądze, lecz Abby mocno chwyta go za ramię, w tym samym czasie przebiegają wściekli bracia Stabbinton. Ich nastawienie się zmienia, gdy znajdują na bruku ową nieszczęsną sakiewkę. Uciekają z łupem.
-Dlaczego to zrobiłaś?!- szepcze gniewnie. Dziewczyna macha mu przed nosem srebrną monetą, którą wyjęła z jego sakiewki. Nadgryza kawałek i jeszcze raz mu ją pokazuje. Zęby dziewczyny naruszyły srebrną powierzchnię monety ukazując czarny stop znajdujący się pod spodem. Fałszywka... Chłopak patrzy na nią oniemiały. Ten cholerny jubiler go oszukał...
-Kolejna przecznica jest patrolowana, a uciekający chłopak przykuwa uwagę, jeśliby by cię z tym złapali, czekałby cię stryczek!- Patrzy na nią pytająco. Dziewczyna wzdycha.- Jeszcze potrafię odróżnić dźwięk prawdziwych monet od fałszywych, Jack. W dodatku obiecałeś mi, że z tym skończysz!- szturcha go w pierś. - Miałeś skończyć z ryzykownymi akcjami, pomyśl o Emmie, co się stanie jeśli w końcu cię złapią i zabiją! Ma dopiero siedem lat, a znasz ją, nie przeżyje sama na ulicy.
Jack wie, że ona ma rację, ale...
-Ale co ty wiesz!- warczy.- Nie musisz liczyć każdego grosza, nie masz pojęcia, jak to jest głodować, bo nie ważne co zrobisz , nikt nie zatrudni kogoś z taką pozycją społeczną, a nawet jeśli to nie masz nawet co liczyć na głodową pen...- nie kończy, bo Abby wymierza mu policzek. Nie uderza mocno, ale wystarczająco by dać mu do zrozumienia, że się zagalopował.
-Moja matka dopiero dwa lata temu ponownie wyszła za mąż, tym razem za jednego z niższych stanem lordów, nie myśl, że zapomniałam co to nędza, co to głód. Nawet mając lorda za ojczyma, na dworze jestem bardziej traktowana jak służba, niż jak jego bachory. Nie martw się, pieniądze nie zdążyły mnie zepsuć. - Nagle jakby sobie o czymś przypomina i szpera w kieszeni ukrytej w jej ciemnogranatowej prostej sukni.- A jeśli już o tym mowa...- wyjmuje mały skórzany woreczek i kładzie go na dłoń chłopaka.- To w zamian, za tamtą, którą wyrzuciłam, nie martw się te są prawdziwe.
Overland niemal natychmiast z powrotem zamyka go w dłoniach Abby.
-Nie mogę tego przyjąć.- mówi.- Nie chcę od ciebie pieniędzy.
-Ach ta twoja duma...- dziewczyna wzdycha i zakłada kosmyk czarnych włosów za ucho. Patrzy na niego z powagą.- Weź je, pomyśl o Emmie, co jej powiesz? Ja ich nie potrzebuję, mam co jeść mam gdzie spać... Kiedyś mówiłam, że będę wam pomagać jak tylko mogę, proszę przyjmij je. Nawet nie zauważą...
-Wiem, że z chęcią oddałabyś nam każdy grosz, ale nie chcę nic od ciebie brać Abby.- dziewczyna wzdycha, zawsze jest tak samo. Nie ważne ile razy będzie próbować, zawsze jest tak samo.
-Jeśli nie jestem w stanie cię przekonać byś je wziął... To weź to...- czarnowłosa podaje mu dwie białe koperty, ale on nie zamierza ich brać.
-Mówię ci już chyba setny raz, nie chcę od ciebie pieniędzy, czeki też się do tego zaliczają.
-To nie czeki- wyjaśnia kręcąc głową.-To zaproszenia na bal z okazji przyjazdu pary młodej. Odbędzie się za trzy dni. Jedno miało być dla mnie, jako "córki" lorda, drugie dla osoby towarzyszącej. Ja nie mam zamiaru tam się pojawić, a szkoda gdyby się zmarnowały. To jest szansa, Jack. Emma pięknie śpiewa, jeśli zrobi to na balu i spodoba się jakiejś księżnej, może wezmą ją pod swoje skrzydła...- nie kończy, bo on jej przerywa i patrzy na nią ostro.
-Nie zrobię z mojej siostry rozrywki dla tych bogatych świń. Emma nie będzie tresowaną małpką, gotową na każde skinienie, nie ma mowy!- odwraca się na pięcie i już ma zamiar odejść, gdy Abby chwyta go za ramię, patrzą sobie w oczy.
-Nie rób tego dla mnie, nie rób tego dla siebie, zrób to dla Emmy. Choć raz zapomnij o tej swojej cholernej dumie i pozwól sobie pomóc! Co czeka Emmę w tym świecie? Głód, smród i ubóstwo, ona nie jest taka jak my, nie będzie się chwytać nielegalnych sposobów. Całe życie będzie w nędzy, jeśli wyjdzie za mąż i będzie miała dzieci, one też będą cierpieć głód, a nawet jeśli próbowałabym ją wesprzeć finansowo, to nie zawsze będę w stanie, w dodatku w tej kwestii jesteście tak samo uparci. To może być szansa od losu, proszę weź je.- Jack wzdycha i przyjmuje białe koperty.
-Co chcesz w zamian?- Abby patrzy wprost w jego brązowe oczy.
-Tego samego co zawsze... Przestań pakować się w kłopoty, nie chcę przychodzić pod twój grób.-przytula go.-Kocham cię i nie chcę cię stracić.- W jej oczach stają łzy. Overland ją obejmuje.
-Wiesz, przecież, że też cię kocham i nie martw się, będę ci się naprzykrzać jeszcze długi, długi czas...

Ps. Do MartiFrost twój pomysł był ciekawy i spodobał mi się :), ale Elsa nie mogła uciec sprzed ołtarza, bo wtedy nie pojechałaby do Nasturii i nie poznałaby Jacka

niedziela, 7 czerwca 2015

Prolog opowiadania drugiego + krótkie info

Przepraszam! Przepraszam za mą długą nieobecność, ale wpadłam w wir szkolnej gorączki. Wiecie poprawianie ocen i te sprawy... Może mnie jeszcze trochę nie być, ale na pewno przed wakacjami coś jeszcze wstawię.
Jeśli chodzi o Drugie Opowiadanie to wpadłam na zupełnie nowy pomysł na opowieść :) starej jednak nie porzucam, dlatego przy rozdziałach będzie widnieć cyfra w nawiasie (1) oznacza starą opowieść, a (2) tą nową. No to nie przedłużając zapraszam na prolog drugiego opowiadania :)

Wiedziała, że kiedyś nadejdzie ten dzień... ale nie sądziła, że tak szybko. Zbyt szybko...
Poprzedniego dnia pożegnała się z siostrą. Wpadły sobie w objęcia, z ich oczu lały się łzy, ale Anna była pogodna. Wróżyła Elsie świetlaną przyszłość, nawet jej trochę zazdrościła, bo sama wciąż szukała swojej "prawdziwej miłości". Elsa tak na to nie patrzyła, jej to bardzie przypominało sprzedaż na targu połączoną z licytacją "kto da więcej!". A na jej szyi zawisła wyimaginowana tabliczka z napisem "sprzedane".
Teraz idzie w najlepszej, najbardziej zdobionej biało błękitnej sukni, z gorsetem tak mocno związanym, że ledwo mogła oddychać. Drobne pofalowane kosmyki wychodzą z jej koka i opadają na ramiona. Nerwowo poprawia białe rękawiczki na jej dłoniach. Spogląda na prowadzącego ją ojca z prośbą, ten lekko kręci głową. Patrzy po magnaterii ubranej w znakomite szaty, na już płaczącą ze wzruszenia Annę, na matkę posyłającą jej smutny przepraszający uśmiech.
Bierze wdech i powoli, dostojnie stąpa, ku swojemu nabywcy. Jej przyszły mąż, przystojny mężczyzna w podobnym jej wieku, o rudych włosach, ubrany w biały garnitur, patrzy na nią z uśmiechem. Ona próbuje go odwzajemnić, lecz ma ochotę płakać. Powinna wziąć się w garść, to dla dobra królestwo. Wiele księżniczek przed nią brało ślub ze względów politycznych, ona nie jest pierwsza, ani ostatnia, więc dlaczego tak bardzo się boi?
Na drżących nogach dochodzi do ołtarza i staje obok Hansa, księcia Nasturii nadchodzi czas na słowa przysięgi, a ona ma ochotę uciec... Na myśl, że po ceremonii wyjeżdża wraz ze swoim mężem- na samo to słowo skręca ją w żołądku- do Nasturii, gdzie za miesiąc jak powróci rodzina królewska czeka ją powtórzenie ceremonii nachodzą ją mdłości.
Hans nakłada jej na palec obrączkę, a ona nie widzi w niej złotej ozdoby tylko zaciskające się na niej kajdany...


-Wynocha mi stąd łachudry!- krzyczy sprzedawczyni, pulchna kobieta, uderzając go miotłą po głowie i wyganiając za drzwi.
-Tyle hałasu o kilka jabłek- prycha pod nosem wzruszając ramionami. Uśmiecha się wkładając dłoń do kieszeni, wyczuwając drobny złoty łańcuszek. Jabłek nie udało mu się zdobyć, za to złapał coś lepszego. Za takie cacuszko starczy im jedzenia przez kilka tygodni, a zanim to babsko się zorientuje, oni już zdążą uciec...
-Złodzieje! Złodzieje! Łapać ich!- drze się kobieta wybiegając ze straganu i podbiegając do strażników. Jednak nie mieli tyle czasu ile myślał.
-Spadamy, Emma- chwyta siostrę oglądającą bibeloty na sąsiednim stoisku, która wcześniej miała odwrócić uwagę tego babska, by on mógł coś ukraść. Rodzeństwo rzuca się biegiem, jednak krótkie nóżki siedmiolatki nie są w stanie nadążyć za starszym bratem. Ten schyla się, a ona wskakuje mu na barana. Chłopak biegnie ile sił, raz po raz oglądając się za siebie wyglądając pościgu, który depcze im po piętach. Skręca w boczną uliczkę i gna dalej. Jego oczom ukazuje się mały mostek. skręca by zmylić pościg, przyśpiesza, zbiega po niezbyt stromym zboczu i chowa się pod kamienną osłoną mostu. Siostra z niego schodzi, a on przykłada palec do ust, dając znak, żeby była cicho. Pościg przebiega po moście nad ich głowami. Jeszcze chwilę czekają w ciszy. Uznając, że jest już bezpiecznie chłopak zaczyna się cicho śmiać.
-Patrz co mam- mówi do patrzącej na niego z zainteresowaniem Emmy. Wyciąga z kieszeni złoty łańcuszek i zapina jej go na szyi. Dziewczynka dotyka go drobną dłonią.
-Piękny-szepcze. Chłopak kłania się przed nią, naśladując ukłon dworski, ale niezbyt mu to wychodzi.
-Dla ciebie wszystko, królowo.-Emma śmieje się cicho. Ale po chwili lekko poważnieje.
-Słyszałam plotki, że podobno zza granicy przybędzie nowa królowa, jak myślisz... czy jest szansa, że będzie lepiej?-Patrzy na niego pełnymi nadziei brązowymi oczami. Ten wzdycha i kręci głową.
-Nie wiem, Emma. Może nic się nie zmieni, a może zmieni się na lepsze- uśmiecha się do niej. Jednak nie mówi, że może zmienić się na lepsze tylko i wyłącznie dla tego, że nie może być gorzej niż jest teraz...

No to co o tym sądzicie??? 

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 7 "Jesteśmy podobni"

No to wróciłam razem z nowym internetem! Mam nadzieję, że cieszycie się z tego powodu tak samo jak ja!

Sala z kominkiem, pusto... Przewrócone palenisko, wybebeszona (nie wiadomo w jaki sposób) kanapa, resztki drzwi w drzazgach, poniszczone drewniane płaskorzeźby na ścianach. Zabierać się stamtąd, dalej. Sala ze sferą snów, prawie pusto... Gdzieniegdzie sterty czarnego piachu i lodowo-piaskowe "rzeźby". Yeti wdrapują się po drewnianych filarach, by sprawdzić czy sfera z generatorem snów są całe. Znowu nie to czego szukam, dalej. Sala pod sferą snów, pełno... Wielka hala produkcyjna- zniszczona, stosy poniszczonych, połamanych zabawek, poprzewracanych filarów wyglądających jak cukrowe laski, zniszczone dekoracje, tabuny Yeti, niektóre ranne inne nie, podnoszą się sprawdzają stan towarzyszy, szacują zniszczenia, szukają wrogów... Nie obchodzi mnie to, dalej. Wydawała rozkazy. "Obejrzała" jeszcze z jakieś kilkadziesiąt sal. Wszystkie obrazy i myśli przekazywane jej przez cienie, pojawiały się w jej głowie naraz i znikały z przerażającą szybkością. Cały Biegun Północny, wszystkie jego zakamarki i sekrety zobaczyła i poznała w ułamki sekund. Gdyby nie była przyzwyczajona do władania i odbierania wszystkich przekazów od cieni, miałaby naprawdę potężną migrenę, albo co bardziej prawdopodobne te wszystkie myśli, obrazy i doznania sprawiłyby, że dostałaby pomieszania zmysłów, albo "eksplodowałaby" jej głowa. Jednak czarnowłosa była cieniowładną, władanie cieniami i widzenie ich oczami miała we krwi i było to dla niej zupełnie naturalne. Panowanie nad cieniami można porównać do prowadzenia stada dużych narwanych psów, na wielu smyczach. Jeśli zapewnisz im wystarczająco dużo rozrywek i zajęcia, będą się ciebie słuchać. Jeśli jednak tego nie zrobisz całe stado znudzonych psów zerwie się ze smyczy i będzie... no cóż rozróba totalna... Znudzony cień to zły cień, a jeśli cień zerwie się z więzów, jakie nakłada na niego cieniowładny, to wtedy może zrobić wszystko, dosłownie wszystko... Dlatego srebrnooka zawsze odsyłała wszystkie cienie do Istoty Rzeczy, gdy nie były potrzebne, a w razie potrzeby przywoływała tylko i wyłącznie taką ilość, nad którą na pewno zapanuje i ani jednego cienia więcej. Tego dnia jednak złamała swoją złotą zasadę i przywołała kilka razy więcej cieni niż powinna, a chociaż na razie żaden się nie zerwał nie była w stanie kontrolować wszystkich w każdej chwili i właśnie dlatego, prawie cały Biegun Północny został srogo dotknięty, a skutki były bardziej opłakane niż chciała i niż było potrzeba by Mrok uwierzył w to, że na razie trzyma z nim.
Przez jej głowę przebiegła nagła wiadomość i gdyby była w swojej cielesnej postaci i nie mknęła do stajni reniferów przejechałaby dłonią po twarzy (facepalm). Właśnie jej kochane cienie za bardzo się rozbrykały i przez przypadek zrównały z ziemią całe lewe skrzydło wraz z Gabinetem Pomysłów. Więcej zniszczeń, niż pożytku, pomyślała odsyłając część cieni, które starały się jej opierać bo chciały zostać, jednak wygrała, zawsze wygrywa...
Haely pędziła właśnie do stajni reniferów i przyjęła swoja cielesna postać. Od razu uderzyły w nią zapachy sierści, siana, nawozu, kilkudniowych marchewek (które już nawiasem mówiąc zaczynały gnić). Jako cieniowładna ma wyostrzone zmysły i wszystkie doznania zapachowe uderzają w nią kilka razy mocniej niż w zwykłego człowieka, można powiedzieć, że miała węch jak pies, nienawidziła tego. Zatkała nos i ruszyła już swobodnym krokiem. Słyszała każdy ton w podniesionych głosach, latające muchy, które przysiadywały na sianie i na sierści reniferów, które parskały próbując się odgonić. Nieznośna kakofonia dźwięków, dlatego tak bardzo lubiła odtwarzacze muzyki, mogła się od tego wszystkiego odciąć, a z biegiem lat szum w urządzeniu stawał się coraz mniejszy i znośny dla jej uszu. Nie wiedziała jak cieniowładni przed nią mogli przetrwać bez muzyki, chociaż ona dopiero od kilkudziesięciu lat posiadała przenośne odtwarzacze, po prostu wolała nie myśleć, że wcześniej wszędzie chodziła z zatyczkami do uszu.
Spoglądając na swoje paznokcie weszła przez drzwi, które cienie otworzyły specjalnie dla niej. Wydawała się znużona całą sytuacją i można było przypuszczać, że walka tocząca się przy saniach w ogóle jej ni obchodzi. Sprawiała jednak tylko takie wrażenie, chciała takie wrażenie sprawiać. Naprawdę setki ukrytych w różnych zakamarkach oczu i uszu dostarczały jej wszystkich informacji jakich potrzebowała i wiele więcej. Przez chwilę wpatrywała się w swoje paznokcie i zastanawiała się gdzie teraz pałęta się Frost. Ten w gorącej wodzie kąpany idiota nawet nie zaczekał aż Haely i jej cienie nie zakończą infiltracji Bieguna i nie podadzą nowej lokalizacji bitwy, bo Strażnicy musieli się ewakuować. Gdyby zaczekał to by o tym wiedział, nie czekał jego sprawa. Nagle podniosła rękę do góry i złapała bumerang, który zarz miał uderzyć ją w głowę. Na jej mentalny rozkaz jeden z cieni podpełz szybko, ścisnęła dłoń, z bumerangu pozostały drzazgi.
Strażnicy walczyli z koszmarami, których ciągle przybywało, wszędzie walał się czarny piach. Bumerangi Zająca świstały jej nad głową, a pisanko-bomby wybuchały w zetknięciu z mrocznymi kreaturami. North ciął koszmary szpadami, mleczuszki zbiły się w chmarę i razem atakowały, Piasek stworzył coś na kształt miecza świetlnego z Gwiezdnych Wojen tylko, że z piasku i walczył z Mrokiem, który posługiwał się swoją ulubioną bronią: kosą z czarnego piachu. Haely miała ochotę prychnąć, bo walka Mroka z Piaskiem przypominała kiczowatą parodię sceny z Gwiezdnych Wojen.
Mrok ją zauważył i posłał Haely spojrzenie z ukosa. Koszmary niemal natychmiast ją otoczyły, a ona choć zwykle tego nie robiła zaczęła się modlić w duchu, że zamrożony pacan pozbył się wtedy wszystkich koszmarów i żaden nie zdążył donieść Czarnemu Panu. Jednak jej wewnętrzna modlitwa nie została wysłuchana i koszmary jednocześnie się na nią rzuciły. W ostatniej chwili zdążyła się zdematerializować i sama stała się cieniem, by po chwili zmaterializować się z powrotem w innym miejscu z cichym "uff", koszmary zderzyły się łbami.
Elsę, która nie była w stanie zobaczyć ani Czarnego Pana, ani Haely, ani koszmarów, spętały macki z czarnego piachu, nie mogła krzyczeć ani się ruszyć, próbowała się szarpać, ale to nic nie dało. Fala czarnego pyłu zgromadziła się wokół białowłosej i zaczęła ją ciągnąć w kierunku czegoś co wyglądało jak powóz stworzony z mroku z zaprzężonymi do niego koszmarami w kształcie smoków o przeraźliwie żółtych ślepiach. Elsa próbowała się opierać, ale nie była w stanie, dłonie miała tak spętane, że prawie ich nie czuła i nie mogła użyć swojej mocy.
Haely widziała jak Strażnicy przegrywają, a Elsa znika w powozie. Unikała koszmarów jak się tylko dało, ale panowanie nad cieniami, ciągłe zmienianie postaci i różne uniki zaczynały ją wykańczać. Była okropnie zmęczona i próbowała złapać oddech. Jeszcze chwila i będzie pozamiatane, Czarny Pan wygra, ona stanie się niepotrzebna, a że zdradziła nie mogła liczyć na szybką śmierć, los Strażników również zdawał się policzony. Nagle zobaczyła, że coś zalśniło w kieszeni Northa. Jej oczy rozbłysły, a gdyby była postacią z kreskówki nad jej głową rozbłysłaby żarówka. Jeden z cieni wyjął lśniący przedmiot, a Haely natychmiast podbiegła i chwyciła go w dłoń, w tej samej chwili dematerializując się i unikając szpady Mikołaja. Gdy powróciła do cielesnej postaci w trzymała w dłoni kryształową kulę do teleportacji. Sama nie mogła posłużyć się portalem bo kolejne rozerwanie czasu i przestrzeni w tak krótkim odstępie czasu mogłoby skutecznie zakłócić porządek Istoty Rzeczy, jednak kryształowe kule działają na innych zasadach. Jeden z koszmarów rzucił się na nią, odskoczyła i niby to niechcący roztrzaskała kulę o podłogę w miejsce gdzie stał powóz. Portal się otworzył i niczym jeden wielki odkurzacz porwał w swoje odmęty powóz, Elsę i tuziny koszmarów, do portalu czarnowłosa posłała ruj cieni, w portalach gdzie wszystko znajduje się na granicach materii i antymaterii, role się odwracają, a koszmary w starciu z jej cieniami nie mają szans. Na dodatek cienie same trafią do Istoty Rzeczy, a ona nie będzie musiała się z nimi użerać.
-Ups...- szepnęła z kpiącym uśmiechem i rozpłynęła się. Jako cień zwiewała jeszcze szybciej niż zazwyczaj... Gdy już znalazła się na najbliższym lotnisku i wkradała się na pokład najszybciej odlatującego samolotu szeptała w myślach "Teraz mnie szukaj Mrok, powodzenia życzę".

***

Gdy Jack metodą prób i błędów w końcu dotarł do sali z saniami było już po wszystkim. Wszędzie walały się sterty czarnego pyłu, Mrok się ulotnił, Yeti szacowały straty, Zębuszka nastawiała mleczuszkom złamane lub zwichnięte skrzydełka, a Zając kulał na jedną łapę. Nigdzie jednak nie było śladu po Elsie... "Znów ją straciłem" przebiegło mu przez myśl, chociaż to było dziwne, bo nie pamiętał nic z ich znajomości...

***

Na granicy światów spotkały się dwie postacie. Mgła okalała wyrwane z rzeczywistości fragmenty murów i krajobrazu. Wszystko wokół przemieszczało się nieskładnie i było jedną wielką ruiną, choć kiedyś należały do świata realnego, teraz istniało tylko i wyłącznie na krawędzi targane falami czasu i przestrzeni. Dwie postacie lustrowały się wzrokiem. Spojrzenie czarnej postaci wyjawiało groźbę, wzrok białej niewzruszenie i stoicki spokój.
-Przecież sam się tego spodziewałeś- rzekła cicho postać ze srebrnymi włosami w białej sukni typu greckiego, a jej ramiona otulała biała peleryna z mgły.- Zdrada cieniowładnej była tylko kwestią czasu, pytaniem nie było "czy" tylko "kiedy".- Czarny pan jednak nie zwrócił szczególnej uwagi na jej słowa.
-A więc tu się ukrywałaś... na granicy czasu. Mogłem się domyślić, że nie zginęłaś kiedy skończyło się średniowiecze i nastał renesans. Szczególnie wtedy gdy powróciły motywy wzorowane na antyku.
Nigdy nie przestaniesz się wtrącać co?- zapytał z kpiną.
-Nie- stwierdziła Moira opierając się o kolumnę w porządku jońskim, która unoszona falami przestrzeni podryfowała w miejsce gdzie rozmawiali, a może to oni nieświadomie znaleźli się przy kolumnie, na Granicy nic nie jest takie jak się myśli na początku. -Chyba już zdałeś sobie sprawę, że nie ważne ile razy mnie zabijesz, ile razy będziesz myśleć, że się mnie pozbyłeś to będę powracać. Tak samo jest z tobą. Nasza dwójka zbyt mocno wryła się w kulturę i świadomość ludzką, by o nas po prostu zapomniano, byśmy mogli przestać istnieć. Nawet jeżeli już nikt nie będzie w nas wierzyć my i tak przetrwamy, bo zbyt dużo znaczyliśmy w minionych epokach, by pamięć o nas się zatarła. W tym sensie jesteśmy podobni... Ale jest jeden szkopuł... Ja nigdy nie przestanę być Strażniczka Przeznaczenia i nie ważne co się stanie, czy będę już kompletnym wrakiem czy nie, zawsze dołożę wszelkich starań by cię zniszczyć chociaż na kilka lat. Nigdy prze nigdy nie przestanę z tobą walczyć więc zapamiętaj to sobie i nie przychodź tu by szukać sojuszników! Ja zawsze będę twoim wrogiem, Mrok, po czasu kres!- wykrzyczała,

***

Elsa ocknęła się na śniegu, na jakiejś leśnej ścieżce. "Czy to był sen?" zadała sobie pytanie pocierając skronie, ale drobinki czarnego piachu, który walał się dosłownie wszędzie utwierdziły ją w przekonaniu, że to wszystko była prawda.
Była okropnie zmęczona i czuła się tak jakby ktoś przepuścił ją przez jakąś wyżymaczkę. Kompletnie opadła z sił. Nie miała siły się podnieść i leżała na śniegu.
Usłyszała turkot wozu i jej oczom ukazał się powóz ze sztandarem Arendell. Woźnica chyba ją zauważył, bo krzyknął coś do towarzyszy w powozie. Woźnica się zatrzymał. Z karety wysiadł mężczyzna w mundurze pałacowej straży, podbiegł do Elsy i pomógł jej się podnieść.
-Królowo co się stało? Księżniczka okropnie się martwiła...-powiedział pomagając wsiąść Elsie do powozu.

piątek, 1 maja 2015

Bardzo smutna wiadomosc

Aaaaaaa!!!!!! Odcieli mi  intrnet i jestem wsciekla na Orange! Nie wiem w ogole czy necik wroci wiec chce przerzucic sie na Plusa . Niedlugo wygasa mi umowa z Orange wiec moj brak neta nie powinien glugo potrwac. Bloga nie usuwam ani nie zawieszam. Rozdzialy nede pisac w Wordzie a jak bede miala nowy internet to dodam je najszybciej jak sie da. Ten post pisze z telefonu wiec wybaczcie bledy. Trzymajcie sie zimno jak bede miala internet z plusa to postaram sie Wam to wszystko wynagrodzic.                                                 Wasza Niewidzialna

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 6 "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" część 2

 Specjalnie na życzenie Layli, króciutkie streszczonko
W poprzednim rozdziale...
Strażnicy dyskutowali nad możliwością pochodzenia Elsy z Krain Pomiędzy i nad istnieniem takich istot jak cieniowładni. Na Biegun Północny dostają się Mrok i Haely (piekielnie wkurzona ), a Jack (idiota) nie ma przy sobie swojej laski.

Jack natychmiast zasłonił sobą Elsę, która nie była w stanie zobaczyć napastników.
-Powtarzam jeszcze raz, bo chyba mnie nie zrozumieliście. Oddajcie dziewczynę.-wysyczał Czarny Pan, pstryknął palcami, a przy jego boku pojawiły się dwa koszmary uderzając kopytami o ziemię, jakby szykowały się do natarcie i zaciekle parskając. Jeden odwrócił łeb w kierunku czarnowłosej i parsknął na nią siarczyście, Ta skrzywiła się, zatkała nos jedną ręką, a drugą zaczęła się wachlować nie mogąc znieść jego oddechu. Dziewczyna miała taki wzrok jakby ledwo się powstrzymywała od dania koszmarowi i Mrokowi po łbie. Jack pewnie zaśmiałby się z jej miny, gdyby nie powaga sytuacji.
-Po naszym trupie.-rzekł twardo North. Mrok uniósł jedną brew i uśmiechnął się szyderczo.
-Jak sobie życzysz.-pstryknął palcami jeszcze raz tym razem nie pojawił się żaden koszmar, a pozostałe nie zaatakowały.
-Ha!Coś ci nie wyszło Mrok!-wrzasnął Zając dobywając bumerangów. Mrok posłał mu rozbawione spojrzenie. Wzrok Jacka padł na chwilę na czarnowłosą dziewczynę. Pobladł. Czarnowłosa na chwile zamknęła powieki, gwałtownie je otworzyła i lekko tupnęła nogą. Nagle wokół niej jakby znikąd pojawiły się cienie. Dziesiątki, setki, Sunęły po korytarzach w kierunku dziewczyny i gromadziły się wokół niej falując i skręcając się. Cały dotychczas rozświetlony pokój prawie całkowicie zasłonił cień, a dokładniej kłębiąca się masa cieni. Ogień w kominku nagle zgasł, z rozbitych nagle lamp posypało się szkło. Cały pokój zdawał się wibrować od zgromadzonych w jednym miejscu tak dużej ilości cieni, wszytko promieniowało ich energią.
-Cienie... ona... jak?!- Wrzasnął Zając.
Elsa widziała tylko cienie, ani Mroka, ani czarnowłosej cieniowładnej. Skierowała wzrok w punkt, w który wpatrzeni byli pozostali. Wiedziała, że ktoś tam się znajduje, czuła obecność tego kogoś, strach, który nie wiadomo skąd nagle ją ogarnął. Skoncentrowała się.
Lodowe pociski jeden po drugim leciały w stronę, gdzie najprawdopodobniej znajdował się Czarny Pan. Mrok stworzył tarczę z czarnego piasku osłaniając się przed losowymi pociskami. Jeden odbił się od tarczy i o mało co nie trafił czarnowłosej dziewczyny, która w ostatnim momencie uchyliła się. Jej oczy ciskały błyskawice, a cienie zafalowały. Jack czuł drżenie rozchodzące się po pomieszczeniu, które lekko przypominało głuchy warkot, koszmary zaatakowały. Mikołaj dobył swoich szpad.
-Jack biegnij po laskę, zatrzymamy go!- Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Pociągnął Elsę za dłoń, nie wyobrażał sobie by zostawił ją na pastwę koszmarów, nawet jeśli w pobliżu są inni Strażnicy, po prostu nie mógł jej zostawić. Kilka koszmarów zastąpiło im drogę, ale Piasek zniszczył je za pomocą bicza z piasków snu. Elsa chciała biec za Jackiem, ale nagle stanęła jak wryta. Nie mogła się ruszyć, była jak sparaliżowana. Mogła tylko patrzeć i mrugać oczami. Nic więcej.
Jack próbował ją pociągnąć za ręce, ani drgnęła jakby przymurowano ją do podłogi.
-Nic nie zdziałasz, no chyba, że chcesz jej ręce urwać. W takim wypadku powodzenia życzę.
Usłyszał blisko lekko zgryźliwy ton czarnowłosej. Od razu domyślił się, że to jej sprawka i zamachnął się na nią, ale ta jakby zapadła się pod ziemię i pojawiła kilka kroków dalej z kpiącym uśmieszkiem i uniesioną brwią. Jack wiedział, że bez laski na niewiele się przyda, śnieżkami raczej nie pokona ani Mroka (którym nawiasem mówiąc już zajęli się Strażnicy, chociaż nie można na razie powiedzieć by wygrywali) ani tej dziwnej dziewczyny. Wybiegł czym prędzej przez drzwi i ruszył w kierunku swojego pokoju, w którym zostawił laskę. Gdy nie była potrzebna zawsze ją ze sobą nosił, raz jej nie wziął i bam! Mrok i cieniowładna postanowili sprawić wizytę Strażnikom.
Usłyszał za sobą cichy śmiech dziewczyny. Cienie biegły po ścianach dotrzymując mu kroku, zastanawiał się dlaczego nie zaatakują. Spojrzał za siebie i ujrzał podążającej za nim czarnowłosej, ale czuł jej obecność. Ciekawiło go dlaczego nie unieruchomi go tak jak Elsę, albo nie pojawi się przed nim i nie zaatakuje póki jest wobec niej bezbronny. Przyszło mu na myśl, że owa dziewczyna bawi się nim jak kot myszą i nie podobało mu się to.
Obejrzał się jeszcze raz, za nim nie podążały tylko cienie, ale i kilka koszmarów o pokaźnych rozmiarach. Stwory parskały i szczerzyły kły w nadziei na łatwy posiłek, jednak ku zdziwieniu Jacka zostawały nieco w tyle niczym piekielna eskorta.
Cienie go wyprzedziły, myślał, że zaraz się na niego rzucą, ale tak się nie stało. Za to drzwi od dużej sali ze sferą snów, w której laskę stanęły otworem, zupełnie jakby cieniowładna go tam zapraszała.
Jack nie miał wątpliwości, że to cienie otworzyły te drzwi, unieruchomiły Elsę, rzuciły Yetim o podłogę, zastanawiał się tylko dlaczego dziewczyna nie każe im go atakować skoro pewnie byłoby to dla niej jak rozgniecenie robaka czubkiem buta.
Wbiegł do pomieszczenia ze sferą snów i szybko chwycił w dłonie opartą o globus laskę. Na sekundę  wychylił się przez barierkę i spojrzał w dół (jeśli dobrze pamiętam sfera snów  inaczej globus ze światełkami znajdował się na czymś w rodzaju dużego balkonu, a pod nim znajdowała się duża sala dop. aut.). Yeti walczyły z koszmarami i cieniami. Z tymi pierwszymi dawały sobie radę, wokół wszędzie walał się czarny piach, ale z cieniami nie miały szans. Cień pozostanie cieniem z kuszy go nie zastrzelisz, włócznią nie przebijesz, ale one mogły atakować, wygrywały z Yetimi i niszczyły wszytko wokół. (Wolne cienie, czyli te, które nie są z niczym połączone mogą atakować inne cienie wpływając tym samym na osoby, zwierzęta lub przedmioty, z którymi zaatakowane cienie są połączone. Ataki wolnych cieni mogą spowodować drobne urazy, poważne rany, a nawet doprowadzić do śmierci dop.aut.) Nagle wszystkie cienie jak posłuszne ogary skierowały się w jedną stronę i zaczęły piąć się po kolumnach i pędzić w jedno miejsce. Jack myślał, że pędzą w jego kierunku, one jednak go minęły, a przed białowłosym pojawiła się czarnowłosa dziewczyna z szerokim uśmiechem, cienie otoczyły ją tworząc coś w rodzaju tarczy. Wyglądało to tak jakby to ona była centrum, a one rozchodziły się wokół niej promieniście, wspinały się po niej tworząc coś w rodzaju cienistej sukni. Włosy dziewczyny zaczęły lekko falować, a srebrne oczy błyszczały groźnie. Wyglądała przerażająco.
Jack niewiele myśląc zacisnął mocniej dłonie na lasce i skoncentrował się na swojej mocy. Z laski sypały się błękitne i białe lodowe iskry, które strzelając pędziły w stronę dziewczyny. Ta gdy iskry miały ją zamrozić, rozpłynęła się w cieniach, a jeden z koszmarów, które wchodziły do sali w ułamku sekundy stał się lodową rzeźbą z drobinkami czarnego piasku w środku.
-Pudło- usłyszał za sobą. Natychmiast się odwrócił i posłał kolejną falę swojej mocy, dziewczyna znowu zniknęła.
-I znowu pudło-zaśmiała się cicho, odwrócił się jeszcze raz, ta dziewczyna po prostu się z nim drażniła. Znów zniknęła.
-Jestem za tobą- spojrzał za siebie, cieniowładna posłała mu krzywy uśmiech rozpływając i tym samy unikając kolejnego lodowego zaklęcia.
-Nad tobą- spojrzał w górę, dziewczyna trzymana przez cienie stała na suficie i zwisała głową w dół, pomachała mu i znów zniknęła- Znów za tobą... po lewej.... po prawej... Jestem wszędzie i nigdzie- śmiała się. Nie mógł jej trafić, za to zamiast niej zamroził cztery z sześciu koszmarów, na które zupełnie nie zwracał uwagi pogrążony w ciągłym nietrafianiu w cieniowładną. Pojawiła się tuż przed nim z tym szerokim krzywym uśmiechem i skrzącymi się srebrnymi oczami. W chwili gdy miał wystrzelić z laski kolejne lodowe iskry, poczuł gwałtowne szarpnięcie w tył i poleciał jak długi upadając na plecy. Iskry wystrzeliły z laski w idealnej chwili i trafiły koszmar, który wcześniej skoczył, a jego szczęki znalazły się kilka centymetrów od szyi chłopaka i zamarzł w bezruchu trafiony odłamkami lodowych iskier, koszmar padł jako lodowy pomnik, rozpadł się na kawałki w chili gdy spadł na kamienną posadzkę. Jack gwałtownie złapał oddech, w ogóle go nie zauważył. To cienie pociągnęły go do tyłu, gdyby nie one...
-Nie ma za co- stwierdziła dziewczyna. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ona chciała by zdobył swoją laskę i pojawiała się tuż przed koszmarami gdy te miały zaatakować, zdradzała mu gdzie są. Brał ją za wroga i nie zwracał uwagi, na to, że nie byli sami. Pomagała mu tylko... dlaczego?
-Załatw tego i będziemy kwita- zniknęła ukazując ostatni zbaraniały koszmar, którego paszcza prawie, prawie zamykała się na jej szyi. Jack nie wahał się. Kolejny lodowy posąg z czarnym piaskiem, raz!
-Dlaczego mi pomagasz?!- wykrzyczał w przestrzeń. Dziewczyna ukazała się obok niego i kolejny raz się uśmiechnęła.
-Tak w zasadzie to ty pomagasz mnie.- zniknęła i pojawiła się jeszcze bliżej niego.- Bo widzisz, te koszmary nie były nasłane na ciebie, tylko na mnie. Gdybym cię nie zabiła rozszarpałyby mnie.- niemal wyszeptała mu do ucha, rozpłynęła się i zmaterializowała kilka metrów dalej.
-Uprzedzając kolejne pytanie. Nie zabiłam cię, bo jak głosi stare przysłowie: wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem. Nienawidzę Mroka tak samo jak ty, a teraz znikam, twoja przyjaciółeczka ma kłopoty.- mrugnęła do Jacka porozumiewawczo i rozpłynęła się w cieniach, zostawiając zaskoczonego i przerażonego białowłosego, który natychmiast ruszył biegiem by pomóc Elsie...

Wiem, rozdziału długo nie było, ale miałam egzaminy gimnazjalne i musiałam się do nich uczyć. Rozdział miał się pokazać od razu po nich, ale nie miałam czasu wybaczcie mi więc to dwudniowe spóźnienie.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 6 "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" część 1

 Dzielę rozdział na pół, żeby pojawił się szybciej. Jakby ktoś czegoś nie mógł zrozumieć, niech napisze w komentarzach, a ja postaram się wyjaśnić niektóre rzeczy, bo trochę zawirowań i niedopowiedzeń zawsze musi się pojawić, a ona staną się jasne w późniejszych rozdziałach. A teraz was nie zanudzam i zapraszam do czytania.

Jack czuł się jak ostatni idiota, gdy pytał ją jak ma na imię. Wiedział, że ją zna, że była dla niego ważna, a nie znał jej imienia. Ona spojrzała na niego zszokowana, później wyglądała jakby dostała solidnego kopniaka w brzuch, przybrała kamienną maskę, spuściła wzrok i już na niego nie spojrzała.
W myślach wyzywał się od największych imbecyli, choć to nie jego wina, że nie pamięta zupełnie nic, no prawie nic. Oczywiście nie mógł poczekać, aż ktoś z pozostałych powie do niej po imieniu, albo ktoś inny jej się o to zapytać, no oczywiście, że nie, on musiał wyskoczyć z tym pytaniem.
-Elsa -powiedziała przez ściśnięte gardło. Jeszcze raz wyzwał się w myślach od idiotów, chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Elsa przybrała maskę spokoju i opanowania.
- Ja jeszcze raz wszystkich przepraszam za szkody jakie wyrządziłam, ale chciałabym znaleźć sposób by wrócić do Arendell.- pozostali Strażnicy spojrzeli po sobie. Nigdy nie słyszeli o podobnym miejscu, Northowi chyba jednak coś świtało, bo drapał się po brodzie myśląc. Zając patrzył jednak na dziewczynę nieufnie i powątpiewał czy aby z jej głową jest wszystko w porządku.
-Jak się tutaj dostałaś, jeśli można wiedzieć, bo jak mówisz nie jesteś z tej rzeczywistości. Tylko z tak zwanych Krain Pomiędzy jak Wróżkoland, czy Nora Zająca- spytał North, Kangur już chciał z czymś wyskoczyć, ale North uciszył go machnięciem dłoni. Elsa patrzyła na niego nierozumiejącymi oczami, dla niej istniała tylko jedna rzeczywistość. Zaczęła mówić jak nagle otoczyły ją cienie, jak powstał dziwny nasycony energią wir, a potem znalazła się nie wiadomo gdzie w świecie, którego nie rozumiała. North z Piaskiem i Zębuszką wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jack nic z tego nie rozumiał dopóki nie wtrącił się Zając.
-No co wy?! Chyba nie uważacie, że jakiś z cieniowładnych posłużył się portalem!Ich już nie ma, jeśli kiedykolwiek istnieli, to tylko głupie zabobony wmawiane kiedyś dzieciakom, by nie błąkały się po zmroku.- North spojrzał na niego dając mu do zrozumienia, że to właśnie miał na myśli.
-Wiesz Kangurku, jakby tak na nas spojrzeć to, też jesteśmy tylko zabobonami wmawianymi dzieciom, na przykład po to by były grzeczne, bo inaczej nie dostaną prezentu na gwiazdkę.- wtrącił Jack chociaż sam zbytnio w to nie wierzył, ale chciał obronić historię białowłosej, skoro nawet North uważał, że istnieją takie istoty jak cieniowładni, to musi być w tym jakieś ziarnko prawdy. Elsa miała spuszczony wzrok i raz po raz szczypała się w rękę.
-Po co to robisz?-spytał szeptem, by inni nie zwrócili na to uwagi.
-Sprawdzam czy aby na pewno nie śnię- odpowiedziała cicho.
-A w co takiego tak trudno ci uwierzyć?- odwróciła się w jego stronę ze spojrzeniem typu "naprawdę się pytasz?", po czym natychmiast skierowała wzrok gdzie indziej upierając się by na niego nie patrzeć.
-A ja wam jeszcze raz powtarzam NIE ma i NIGDY NIE było czegoś takiego jak cieniowładni!- wydarł się Zając na całe gardło. Nagle potężne, drewniane, zdobione z drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że wypadły z zawiasów i z głuchym łoskotem runęły na podłogę. Przez korytarz został rzucony jeden z Yettich, który wylądował prawie pod nogami przerażonej Elsy, podniósł się z grymasem bólu i gniewu. Mocniej chwycił swoją włócznię i skierował ją ku wyrwie po drzwiach. Pobiegły tam również zaskoczone spojrzenia pozostałych. Jack nagle odkrył, że nie ma przy sobie swojej laski, bo próżno sądził, że na Biegunie Północnym nic mu nie groził.
Przez wyrwę wolnym krokiem szły dwie postacie. Jedna dobrze, zbyt dobrze znajoma Strażnikom sylwetka szła przodem, za nią snuła się niższa, obca i drobniejsza postać, lecz nie można było jej lekceważyć.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz Króliczku- szepnęła z sarkastycznym uśmiechem.

***
pół godziny wcześniej

-Puszczaj, cuchnie ci z paszczy- syknęła Haely próbując wyrwać się koszmarowi o długich końskich nogach, koszmar trzymał ją za kaptur jej ulubionej czarnej bluzy, a jedyne co dziewczyna mogła zrobić to wić się i kopać w powietrzu, bo nie dosięgała podłoża. Usłyszała niepokojące trzaski i jej życzenie, by znaleźć się z powrotem na ziemi natychmiast zostało spełnione. Upadła na kolana, niemal natychmiast się podniosła i stając na palcach wyszarpnęła pozostałości kaptura z paszczy koszmaru. Ten na nią zasyczał odsłaniając ostre kły i uwalniając siarczany oddech, ona nie była gorsza z oczami ciskającymi błyskawice wpatrywała się w żółte ślepia poczwary i warknęła. Wokół niej zgromadziły się cienie, które i tak nie miałyby szans z koszmarem. Przez jej głowę znowu przeszła jej myśl, jak bardzo absurdalna jest jem moc. Bycie cieniowładną, to ciągłe kruczki i haczyki, znajdowanie ukrytych bramek w ograniczeniach związanych z prawami Istoty Rzeczy. Ta absurdalność, nie raz w nią uderzała, w ogóle cała jej moc była jednym wielkim haczykiem. Mogła pokonać każdego, ale nie mogła obronić się przed swoim prawdziwym wrogiem. Trudno było ją zabić, ale dla Mroka i jego koszmarów,  było to jak skinięcie paluszka, zabiłby ją bez wahania, gdyby nie była mu potrzebna do zemsty. Za pomocą cieni mogła niszczyć i przestawiać przedmioty, ale nie mogła już ich przywrócić do stanu wcześniejszego (no mogłaby to zrobić dzięki cieniom, ale to byłoby łamanie praw Istoty Rzeczy). Tak więc kaptur jej ulubionej bluzy skończył jako posiłek dla koszmaru.
-Czy ja z tobą zawsze muszę się użerać, więcej z ciebie kłopotów niż pożytku- syknął na nią Mrok. Obdarzyła go wściekłym i nienawistnym spojrzeniem. Wsadziła do uszu słuchawki, nie zwracała zbytniej uwagi na muzykę, ale bez niej nerwy by jej chyba puściły.
-... Jak już wedrzemy się na biegun to... Czy ty mnie w ogóle słuchasz!- Haely zamrugała, wyłączyła się na chwilę, nie ukrywała, że ma w głębokim poważaniu to co Mrok tam ględzi. Słyszała tylko bla, bla bla, i miała to gdzieś. Miała ważniejsze sprawy na głowie, między innymi jak wyeliminować durnia, niż słuchanie go i realizowanie planu jego zemsty na Strażnikach. Nie obchodziły jej jego konflikty, nie chciała się w to mieszać. Według niej najlepiej by było gdyby Strażnicy nareszcie się o pozbyli raz, a dobrze. Miałaby wtedy wreszcie spokój. Nagle Mrok wyrwał jej słuchawki z uszu, razem z odtwarzaczem, cisnął o ziemię i rozgniótł butem. Wściekłość w niej kipiała, prawie sięgnęła zenitu.
-To była limitowana edycja! Najnowsza technologia z samoodtwarzaniem utworów, a kolejność na playliście dostosowuje do nastrojów. Wiesz ile wydałam!- wydarła się.  Koszmary spodziewając się ataku cieniowładnej otoczyły swojego pana i jego cień, powarkując w stronę aż poczerwieniałej z gniewu dziewczyny.
Dwa miesiące, nie miała tego odtwarzacza nawet dwa pieprzone miesiące! Zanim Mrok ją znalazł sporo podróżowała, mogła stać się cieniem, albo ukrywać się w innych cieniach, więc o zostanie pasażerem na gapę nie było trudno. Poleciała samolotem na daleki wschód, zobaczyła popularne tam teatry cieni. Przypatrywała się temu jakiś czas i doszła do wniosku, że można się na tym całkiem nieźle dorobić, znalazła kilka osób obdarzonych darem Widzenia i za odpowiednią "zachętą" stworzyli własny mały teatrzyk, który stopniowo się rozrastał w miarę upływu lat, sama nawet stała się w nim cienistą aktorką, dopóki jej się to nie znudziło. Większość ról grały cienie, które kontrolowała. Oczywiście niestety musiała dzielić się zyskami z Widzącymi, którzy z tego teatrzyku uczynili rodzinny interes. Od założenia teatru minęło jakieś może osiemdziesiąt lat, pojechała na wycieczkę do Tokio i tam zobaczyła to cudeńko techniki. (Dla tych, który mogą nie zrozumieć, teatr cieni powstał około 80 lat przed wydarzeniami opisanymi na blogu, a po tych 80 latach, czyli ok 2 miesiące przed wydarzeniami opisanymi na blogu kupiła odtwarzacz, a jak było wspomniane w rozdziale 2 i 1 po otrzymaniu drugiego "życia" Haely nie starzała się i dopóki nikt w nią nie wierzył, to nie mógł jej zobaczyć, mógł przez nią przeniknąć. dop.autorki) Bez wahania zapłaciła tą kosmiczną sumę, ale było warto. A teraz całą kasę jaką przeznaczyła szlag trafił, a ona nawet nie może nazbierać i kupić drugiego takiego cudeńka, bo to limitowana edycja, a ona kupiła ostatnie!
Wściekłość, w niej aż buchała. Nie zauważyła, że cienie dzięki jej silnym emocjom zaczęły się formować, nie były już zwykłymi cieniami na ścianach, czy posadce, ale stawały się pełnowymiarowymi istotami stworzonymi z cieni i ciemności. Koszmary Mroka najeżyły się na widok nowych przeciwników, a sam Czarny Pan musiał ukryć delikatny przestrach i podziw. Ta dziewczyna miała potencjał, większy niż wszyscy pozostali cieniowładni jakich na oczy widział. Haely jednak szybko siły zaczęły opuszczać (wbrew pozorom panowanie nad cieniami to ciężkie zajęcie, a teraz Haely użuła o wiele więcej mocy niż zazwyczaj), dyszała ciężko, a cienie znów stały się zwykłymi cieniami.
-Oszczędzaj tą wściekłość na wrogów- stwierdził Czarny Pan sucho i odwrócił się. Haely odrobinę się zachwiała. To on jest jej prawdziwym wrogiem i właśnie wypowiedział jej wojnę. Jeszcze się zdziwisz Mrok, oj zdziwisz, szeptała w myślach.

***
po wydarzeniach z pierwszego akapitu (po tym jak drzwi zostały wyważone)

Tuż za Mrokiem, lekko w cieniu stała dziewczyna w zbliżonym do Jacka wieku. Była średniego wzrostu, miała smukłą twarz z ostrym lekko spiczastym podbródkiem. W jej bladej twarzy lśniły podkreślone eyelinerem srebrne oczy, o czarnych rzęsach. Brwi dziewczyny były gęste i czarne jak skrzydło kruka. A jej długie do ramion włosy były czarne niczym noc, oprócz końcówek, które były prawie tak białe jak śnieg. Długa mniej więcej do podbródka grzywka lekko opadała jej na lewe oko. Miała na sobie czarną rozpiętą bluzę, widać było biały T-shitr. Bluza wyglądała jakby coś zeżarło kaptur. Dziewczyna miała na sobie ciemne jeansy z łańcuchami przy kieszeniach, jej stopy chroniły wysokie, ciężkie, czarne glany.
Elsa wodziła wzrokiem po sali, ale nie mogła dostrzec przybyszów.
-Witajcie Strażnicy- zaczął Mrok z uśmiechem rozkładając ramiona w powitańczym geście jakby był gospodarzem i zapraszał ich na jakąś ważną uroczystość. Był to teatralny gest, a stojąca za nim dziewczyna była wyraźnie znudzona i zażenowana, ale jej oczy błyszczały niebezpiecznie.-Macie tutaj pewną interesującą osóbkę. Oddajcie nam dziewczynę, to oszczędzimy wam cierpień i załatwimy to szybko- uśmiech Czarnego Pana stał się drapieżny, a jego głos ociekał groźbą. Jack w tym czasie wyzywał się od skończonych idiotów i imbecyli, bo nie mógł znaleźć leszej chwili by zapomnieć swojej laski.

sobota, 4 kwietnia 2015

Wesołych Świąt!!!

Życzę wesołych Świąt Wielkanocnych, dużo uśmiechu i mokrego, CIEPŁEGO dyngusa, bo jak wiemy Jack znowu dokucza Zającowi , a przynajmniej w mojej okolicy. Jeszcze raz życzę wesołych Świąt i smacznego jajka!

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 5 "To tylko sen, prawda?"

 Postanowiłam nazywać rozdziały, chociaż nie jestem w tym zbyt dobra :) jakoś tak mnie wena wzięła i pomyślałam a co mi tam.

-Rozumiem... to znaczy nie rozumiem... ale staram się zrozumieć.- mówiła gestykulując dziewczyna w białej pelerynie. Kaptur opadał jej lekko na szmaragdowe oczy, a jej twarz była zwrócona w jasne oblicze Księżyca. Chodziła po dachu jednego z domów w tę i z powrotem, nie spuszczając wzroku ze swojego nietypowego rozmówcy. Dziewczyna czasem się chwiała, przystawała wtedy, brała oddech i znowu zaczynała krążyć, zawsze tak lepiej jej się myślało. Wsłuchiwała się w cichą odpowiedź niesioną przez wiatr.
-Tak wiem, że ścieżki losu zostały poplątane, doskonale zdaję sobie z tego sprawę i właśnie dlatego...
-Nie rozumiem, jak rozdzielenie ich i odebranie wspomnień może wszystko naprostować, przeznaczenie...
-Doskonale wiem, że można je zmienić, wszystko można zmienić,  nic nie jest stałe. W dodatku gdyby nie zostało zmienione nie mielibyśmy teraz tego problemu. Zmiana może być na gorsze, albo na lepsze, najlepszym przykładem zmiany na gorsze jest Pitch Black...- niesiona wiatrem odpowiedź Księżyca znów jej przerwała. Westchnęła.
-Ścieżki losu są kręte z natury i jest ich mnóstwo, aby każdy mógł zdecydować, którą podąży, jednak wszystkie prowadzą może nie do tego samego, ale zbliżonego celu. To tak jak dopływy łączą się z szeroką rzeką. Odbieranie wyboru, albo zmienianie nurtu tej rzeki jest...
-Mówiłam, że nie rozumiem! I nie przestanę próbować odkręcić tego całego zamieszania tak by wszystko potoczyło się mniej więcej tak jak miało się potoczyć. Oni mają być blisko siebie, nic nie może temu przeszkodzić. Może nie widzisz innej możliwości, oprócz tej obranej przez siebie, ale ja tak... Wszystko można naprawić, nawrócić na właściwe tory, może to nie będzie tak jak miało być na początku, ale sam mówiłeś, że przeznaczenie można zmienić...-przerwał jej gwałtowny wiatr, a tarcza Księżyca schowała się za chmurami dając jej jasny znak, że uznał "rozmowę" za skończoną. Moira westchnęła i przystanęła by złapać oddech. Wariacje z czasem, są ponad jej siły, miała szczęście, że jej to nie zabiło. Usiadła na skraju dachu i ściągnęła kaptur, zapatrzyła się w chłodną, spokojną, europejską noc. Odetchnęła głęboko świeżym nocnym powietrzem. Widziała jak mogły potoczyć się losy, czemu Księżyc nie mógł zaakceptować jej wizji? Nie wiedziała. Na pewno nie jest to spowodowane brakiem doświadczenia, bo przez mijające wieki zdobyła ogrom doświadczenia.
Odkryła swój dar jako dziecko. Gdy pierwszy raz nawiedziła ją wizja miała pięć lat. Urodziła się w Atenach w Helladzie (późniejszej Grecji). Niedługo po ujawnieniu się jej daru, jej rodzina wraz z nią przeniosła się do Delf, gdzie spędziła większość swojego krótkiego życia. Stała się wyrocznią, była pierwszą wyrocznią delficką, dzięki niej Delfy się rozrosły. Zawsze mówiła to co widziała w wizjach, nigdy nie kłamała, nie używała metafor. Gdy miała dziewiętnaście lat powiedziała to czego jakiś żołnierz, potężny i groźny człowiek nie chciał usłyszeć. Nawet nie spostrzegła się kiedy ostra klinga zatopiła się w jej ciele. Gdy się obudziła miała srebrzyste włosy, szmaragdowe oczy, a jej moc wzrosła. Już nie widziała drobnych fragmentów przyszłości. Widziała wszystko: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, i wszystkie krzyżujące się ścieżki prowadzące do przeznaczenia. Szukała swojego miejsca, zaczęła sprowadzać prorocze wizje i sny dla takich dziewcząt jak ona by przekazywały te wizje innym ludziom. Nikogo nie zmuszała do podjęcia jakiegoś wyboru, mogła tylko nakłaniać do podążania jaką ścieżką, pokazywała różne opcje przyszłości i to od człowieka zależało, którą nich wybierze. Z czasem, gdy coraz więcej osób w nią wierzyła jej moc rosła. Wierzyły w nią nie tylko dzieci, ale i dorośli. Wkrótce powstały o niej mity, a ona została uznana za jedną z greckich bogów, no może nie koniecznie za jedną... Grecy, jak to Grecy mieli skłonność do podkoloryzowania niektórych historii i dodawania odrobiny grozy by według nich były ciekawsze, więc zamiast jednej młodej dziewczyny o imieniu Moira, w mitologi powstały trzy upiorne staruchy Mojry z jednym wspólnym okiem. Dziewczyna przewróciła oczami na to wspomnienie. Później mówiono na nią Pytia. To ona natchnęła Homera do napisania Iliady i Odysei, to ona otaczała opieką wyrocznie, pomagała ludziom w wyborach ścieżek losu. A jej siedziba była większa i wspanialsza niż kilka Biegów Południowych razem wziętych. W czasach antyku była wielka, w zalążku krzyżowała plany Mroka, bo gdy on tylko zdołał coś o tym pomyśleć, ona wiedziała co nastąpi, wiedziała też jak temu zaradzić, czym strasznie irytowała Czarnego Pana; nauczyła się również władać czasem: cofać, przyśpieszać, zatrzymywać. Jednak fortuna się od niej odwróciła w średniowieczu. Zmiana wiary na chrześcijańską zamazała ślady po starej,  a do panowania zasiadł Mrok. Były to okrutne czasy. Czarny Pan razem z armią cieniowładnych polowali na nią, a ona ciągle spełniała swoją rolę jako Strażniczka Przeznaczenia i krzyżowała Mrokowi plany. Jednak ona słabła, a osoby, którym pokazywała urywki przyszłości zostawały uznawane za czarownice i zabijane, więc z obawy, że jej "pomoc" sprowadzi na kogoś nieszczęście przestała ukazywać przyszłość. Nie chciały by ktoś został skrzywdzony ze względu na nią. Moira słabła coraz bardziej, nie mogła walczyć, nie mogła nic zrobić, prawie umarła, ale przetrwała te czasy. Teraz nikt o niej nie pamięta, ludzie kojarzą ją tylko z mitologii a coraz mniej osób wierzy w samo przeznaczenie. Jednak dopóki wierzą, dopóki chociaż ją kojarzą, ona nie przestanie istnieć. A dopóki nie przestanie istnieć nie przestanie walczyć z Mrokiem i chronić to co ma chronić: Przeznaczenie. Czy to się wszystkim podoba czy nie.

***

Elsa czuła się dziwnie. Wiedziała, że pora wstawać, ale chciała jeszcze pospać. Miała taki dziwny sen... przewróciła się na drugi bok i ... bam! Spadła na podłogę. Gwałtownie otworzyła oczy. Przecierała jej raz po raz nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Nie była w swojej komnacie. Potoczyła wzrokiem po pomieszczeniu. Było naprawdę duże, w rogu stał inkrustowany kominek, a którym wesoło palił się ogień. Na podłodze leżały miękkie dywany, ściany miały różne odcienie czerwieni, a drewniane meble były pokryte różnego typu płaskorzeźbami, nawet sufit o okrągłym sklepieniu był zdobiony. Koło kominka stała czerwona kanapa, z której- jak to sobie Elsa właśnie uświadomiła- spadła. Na początku myślała, że pomieszczenie jest puste, ale dopiero po chwili zaczynała dostrzegać postacie. To były najdziwniejsze stworzenia jakie w życiu widziała! Tylko wysoki mężczyzna z szerokim pasem na pokaźnym brzuchu, w grubym czerwonym kaftanie, czarnym spodniach i o długiej białej brodzie wyglądał normalnie. No w miarę normalnie... Jej oczy rozszerzyły się gdy patrzyła na pozostałych. Widziała dziewczynę-kolibra z nastroszonymi piórami i szybko poruszającymi się lśniącymi skrzydłami jak u ważki, wokół niej latały jej mniejsze kopie. Dziewczyna-koliber uśmiechała się i przypatrywała Elsie z nieskrywanym zainteresowaniem. Obok niej stał ogromny stojący na dwóch łapach zając z bumerangami. Tak, zając z bumerangami! Po jego szarym futrze biegły jakby tatuaże.  Wzrok Elsy padł jeszcze na niskiego człowieczka, z fryzurą przypominającą malowane przez dzieci promienie słońca, był on jakby stworzony z piasku! Nie, tego było dla niej o wiele, o wiele za dużo. Wystraszona osłoniła się dłońmi, z których popłynęła moc. Dziwne postacie uskoczyły przed lodowym zaklęciem, a ściana za nimi zamarzła. Zając podniósł się z podłogi i wymierzył w nią jednym ze swoich bumerangów. To sen, to tylko sen, to musi być sen wmawiała sobie. To by wyjaśniło wszystko, te dziwne cienie, które ja otoczyły, zupełnie nową, obcą nieznaną jej rzeczywistość, to, że widziała Jacka i te dziwne postacie. Pewnie usnęła podczas przeglądania dokumentów.
-Mówiłem, żeby ją w lochu zamknąć, ale nie! Mnie jak zawsze nikt się nie słucha, a w dodatku ten zamrożony debil się upierał...-wrzeszczał zając. Elsa patrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu i zdziwienia oczami, był gotowy ją zaatakować i nie zawahałby się przed tym. To tylko sen, Elsa, nic ci nie grozi, zaraz się obudzisz. To tylko sen.
-Spokój nie widzisz, że się boi!-krzyknęła dziewczyna-koliber. Zając spojrzał na nią jakby postradała rozum.
-Ona się boi? Widziałaś co z tamtym miastem zrobiła! To przecież sługus Mroka!- wydarł się. Człowieczek z piasku kręcił głową, a nad jego głową pojawiały się jakieś dziwne znaki z piasku. To pewnie ze zmęczenia, ma takie dziwne sny, tak to wszystko z przepracowania.
-Spokój wszyscy- rzekł twardo mężczyzna z siwą brodą.- Wszystko w porządku nie masz się czego bać, a wy przestańcie ją straszyć, patrze jest taka blada, że chyba zaraz zemdleje. Jestem North, ten futrzasty gbur to Zając, wróżka to Ząbek, a ten mniejszy to Piasek.- Elsie ostatnim co by przyszło namyśl byłoby nazwanie dziewczyny-koliber wróżką, ale nie spierała się.
-Jestem Elsa Solberg z Arendell.
-Powiedz mi proszę, dlaczego wywołałaś tamtą burzę śnieżną.
-Bo to sługus Mroka!- wrzasnął Zając. Elsa dopiero teraz zdała sobie sprawę, że kuli się za kanapą, a to niezbyt przystoi królowej. Wstała więc, spróbowała przybrać obojętną maskę i powiedziała grzecznym, dystyngowanym godnym królowej tonem.
-Przepraszam szanownych panów i ciebie pani, ale niestety nie doszły mnie słuchy o nikim zwanym Mrokiem, a więc proszę mi wybaczyć, że niepokoję to królestwo, ale zjawiłam się tu całkowitym przypadkiem i w sposób niezwykły, a wręcz niewyjaśniony. Gdybyście państwo zaoferowali mi pomoc z dostaniem się z powrotem do mojego królestwa Arendell wyraziłabym ogromną wdzięczność, sowicie wynagrodziła cały spowodowany mą osobą trud i wszystkie szkody, jakie nieroztropnie uczyniłam.-Wszyscy patrzyli na nią jak na jakieś dziwadło, a kogo jak kogo ale w tym pokoju Elsę można było posądzić o bycie dziwadłem w ostatniej kolejności.
-A ta co, z choinki się urwała?- szepnął North do wróżki. Ta tylko szybko pokręciła głową, na znak, że nie wie, a jej mniejsze kopie uczyniły to samo. Wielkie dębowe drzwi otworzyły się.
-Obudziła się już?- znała ten głos. Wiedziała doskonale kto to, zanim chłopak w granatowej bluzie ze wzorami ze szronu i dopasowanych spodniach koloru khaki przekroczył próg. Jack widząc, że Elsa już nie śpi uśmiechnął się. Elsie w oczach stanęły łzy, bo Jack w tym dziwnym śnie uśmiechał się tak samo jak robił to w rzeczywistości. Poczuła delikatny ucisk w sercu, bo wiedziała, że to tylko sen, a jak się obudzi to wszystko będzie takie jak dawniej. Bo to tylko sen, prawda?
-Miałaś mocny sen, Zając obudził się już jak lecieliśmy saniami i zaczął wrzeszczeć jak panienka gdy spojrzał w dół.- zaśmiał się chcąc ją odrobinę rozweselić, ale jej serce znowu boleśnie się ścisnęło. Pomimo innego koloru oczu i włosów ten chłopak nie różnił się niczym od tego Jacka, którego znała.
-Wcale nie wrzeszczałem, Frost, to wiatr musiał ci szumieć w uszach- burknął Zając. Frost? Zdziwiła się Elsa, przecież Jack miał na nazwisko Overland, ten sen z sekundy na sekundę staje się coraz dziwniejszy.
-Krzyczałeś, Kangurku. Mnie nie okłamiesz.- rzucił od niechcenia Jack i podszedł do niej.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś lada moment miała zemdleć.- spojrzała w jego niebieskie pełne troski oczy. Rzeczywiście czuła się dość słabo, ale tylko pokręciła przecząco głową. Nawet jeśli to tylko sen, nie wiedziała co powiedzieć po tym jak uciekła.
-Jestem Jack, a ty?- spytał się jakby trochę speszony. Elsę to zdziwiło, ale zaraz wszystko do niej dotarło. To nie jest sen, a on jej nie pamięta.
-Elsa- udało jej się wydukać przez ściśnięte nagle gardło.- Ja jeszcze raz wszystkich przepraszam za szkody jakie wyrządziłam, ale chciałabym znaleźć sposób by wrócić do Arendell.

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 4

Dziękuję wszystkim, którzy to czytają! :) Kolejny rozdział pojawi się szybciej.
###
Jack wpatrywał się dziewczynę pośrodku lodowego zamętu. Nie mógł oderwać od niej wzroku, stał jak sparaliżowany. Pierwszy raz widział ją na oczy, ale coś mówiło mu... że ją znał, powinien ją znać, tylko skąd? Platynowe niemal białe włosy zaplecione w luźny warkocz opadały nieznajomej- a może znajomej?- dziewczynie na ramię. W niektóre pasma zaplątały się śnieżynki, niesforne kosmyki. W przeciwieństwie do włosów jej brwi były ciemne. Usta miała rozchylone w wyrazie szoku i zaskoczenia. Jednak największe wrażenie zrobiły na nim jej oczy. Głębokie, niebieskie, prawie szafirowe oczy patrzące na niego z mieszaniną emocji. Tylko ta rzecz w tej dziewczynie utkwiła mu w pamięci. Niebieskie, piękne, duże oczy, które ostatnimi czasu widuje we śnie.
Oboje byli jak zamurowani, zastygnięci w bezruchu, zapatrzeni. Jakby to, że chociaż na chwilę oderwą od siebie spojrzenia sprawi, że ta druga osoba zniknie. Jack przeszukiwał swoje wspomnienia w poszukiwaniu chociaż najmniejszego śladu po tej dziewczynie, ale prócz dziwnego snu nie natrafił na nic. Ale miał wrażenie... on po prostu wiedział, że skądś ją zna.
Ona patrzyła na niego tak jakby zobaczyła ducha. Sprzeczne emocje dziewczyny wywołały wichurę śnieżną, która ich otoczyła i odgrodziła od reszty świata. A oni jak dwa posągi zdumieni, zapatrzeni trwali w bez ruchu szukając nawzajem czegoś w swoich oczach. On szukał punktu zaczepienia, by odnaleźć ją we wspomnieniach, na próżno. Ona porównywała do do obrazu z przeszłości szepcząc w myślach niemożliwe.
Pozostali Strażnicy nie widzieli tego co Jack. Przez burzę śnieżną, wywołaną uczuciami dziewczyny nie widzieli prawie nic, tylko dwie sylwetki wśród wirujących płatków. Jedna należała o Jacka, a druga jak im się wydawało do wroga. Mleczuszki opuściły Zębuszkę i próbowały przedrzeć się przez wichurę. North rozbił śnieżną kulę i z portalu zaczęły wychodzić Yeti. Zając rzucił bumerangiem, który rozciął powietrze szybując ku swojemu celowi. Dziewczyna nie była świadoma niebezpieczeństwa, patrzyła tylko na Jacka szeroko otwartymi oczami. On dostrzegł bumerang na kilka sekund przed tym jak miał trafić białowłosą w skroń.
-Nie!!!-wrzasnął, ale było już za późno, a jego krzyk porwał wiatr. Od skroni dziewczyny bumerang dzieliły centymetry, a w jej kierunku frunęły również wypuszczone przez Yettich dzidy. Nagle jednak zdarzyła się najdziwniejsza rzecz na świecie- zatrzymał się czas.

***

 Postać w białej pelerynie szarpanej przez wiatr (pelerynie takiej jakie noszą druidki i kapłanki, żeby nikomu peleryna nie skojarzyła się z supermanem albo innymi takimi! dop.autorki) upadła na kolana wstrząsana spazmatycznym kaszlem. Drżała, poczuła w ustach słony smak krwi. Za słaba jest na takie wariacje. Chwiejąc się spróbowała się podnieść, ale kolana znowu się pod nią ugięły, w ostatniej chwili podparła się o komin dachu, na którym się schroniła. Otarła dłonią krew z warg. Miała dwie minuty, inaczej to ja wykończy.
Chwiejąc się podeszła do skraju dachu i zeskoczyła z niego lądując lekko na śniegu. Bolały ją wszystkie mięśnie, nie mogła złapać tchu, miała jednak mniej czasu niż myślała. Znów zaczęła kaszleć krwią. Ignorując krzyczące z bólu mięśnie podeszła drżąc najpierw do zastygłych białowłosych postaci. Przeszła przez znieruchomiała zamieć, drobinki śniegu i lodu zawisły nieruchome w powietrzu. Chłopak zastygł w wyrazie przerażenia z krzykiem na ustach, dziewczyna właśnie dostrzegała włócznie, które za miały ją przeszyć. Postać w naciągnęła na twarz kaptur peleryny. W jej dłoni wytworzyły się drobiny białego piasku. Przyłożyła ją do ust i dmuchnęła, a piasek poleciał w stronę białowłosego. Zawirował, zalśnił i znikł, to odrobinę pomoże ze wspomnieniami. Nic więcej w tej sprawie oprócz snów i tego małego urywku przeszłości nie była w stanie zrobić. Pozostawała kwestia bumerangu i włóczni. Wokół dziewczyny stworzyła małą osłonę z mgły, która na nią opadła i po chwili zanikła. Postać znowu się zachwiała i musiała użyć zatrzymanego w czasie chłopaka, aby nie upaść. Puściła się z trudem i podeszła ostatkami sił do Strażnika Snów. Z kieszeni peleryny wyjęła małe białe piórko i połaskotała go po nosie. Czas się kończył.
-Wietrze, zabierz mnie!- wrzasnęła. Czas znów ruszył, a wiatr wyjąc "Księżyc cię wzywa!!!", poniósł zakapturzoną postać daleko stąd.

***
Elsie przed oczami stanęły najgorsze, najmroczniejsze i najbardziej przerażające chwile w jej życiu puszczone jak koszmarny pokaz slajdów. Wszystko trwało może ułamek sekundy, ale dla niej była to wieczność. Jej najgorsze wspomnienia były poustawiane jakby losowo, a ostatnim był lodowy żyrandol, który spadał na nią, bo Hans przestrzelił z kuszy linę, na której owy żyrandol wisiał. To wspomnienie było tak realistyczne, że odruchowo osłoniła się dłonią, z której popłynęła moc...
W tym samym czasie Piasek kichnął tak siarczyście, że piasek snów znajdujący się na jego ubraniu i włosach wzbił sie w powietrze, a wiatr poniósł go usypiając Yettich, mleczuszki, a także Zająca i Elsę, która otoczona ramionami snu opadła na śnieg akurat w chwili gdy bumerang miał sie z nią zdeżyc. Uwolniona moc Elsy sprawiła, że lecące w jej kierunku włócznie uderzyły w lodową osłonę.
W tej samej chwili Jackowi przed oczami przetoczył się dziwny obraz wspomnień, był lekko zamazany, ale bez trudu dostrzegł na nim tą białowłosą dziewczynę. Miała na sobie brązowy, stary płaszcz z dziurami, a włosy nie były zaplecione w warkocz tylko koka z tyłu głowy, a pojedyncze pasma z niego wychodziły i opadały jej albo na czoło albo na ramiona. Miała roześmiane oczy, rumiane od mrozu policzki i szeroko się uśmiechała. Uśmiechała się do niego...
Obraz ten jednak zniknął tak szybko jak się pojawił pozostawiając w sercu chłopaka dziwną pustkę i tęsknotę, ale tęsknota również się rozwiała gdy spojrzał na śpiącą na śniegu białowłosą dziewczynę. nie wiedział kim ona jest, ale wiedział jedno: musiała mu być bardzo droga, skoro jest dla niego wszystkim.

***

Nie mógł znaleźć Haely, jak zawsze ten cieniowładny obibok ukrywa się gdy jest potrzebny. Rozesłał po nią koszmary, ale nawet im nie uda się odnaleźć cienia, jeśli ten nie chce być odnaleziony. tylko Mrok potrafił wyczuć jej aurę, ale nie miał czasu. Musiał sobie poradzić bez niej. Gdy dotarł do miejsca, które synoptycy nazywali epicentrum burzy śnieżnej już wiedział, że się spóźnił. Potoczył oceniającym wzrokiem po okolicy. Taka potęga bardzo by mu się przydała. Obserwował dziewczynę już dłuższego czasu, lecz dopiero teraz jej moc przestała rosnąć, osiągnęła maksymalną potęgę. Dostrzegł jeszcze coś. Gdzieniegdzie płożyła się mgła. Uklęknął na jedno kolano i wziął w dłoń odrobinę śniegu, tak jak się spodziewał odnalazł w nim drobinki białego piasku. Tylko jedna osoba takiego używała, tylko jedna osoba potrafiła chować się we mgle, jak Haely w cieniach. A myślał, że pozbył się tej lubującej się w krzyżowaniu mu planów cholery w średniowieczu, jednak się mylił.
Mrok zmrużył złote oczy i gniewnie wyszeptał :
-Moira.

niedziela, 29 marca 2015

LBA!!!

Wielkie dzięki dla Marti Frost i Mysterious Rebel za nominację :) Bardzo lubię Wasze blogi, a jak zobaczyłam adres mojego bloga na twojej liście nominowanym to... wielka radość. Nie sądziłam, że zostanę nominowana. Jeszcze raz wielkie dzięki.

Chyba wszyscy wiedzą co to LBA więc nie będę tego pisać
Pytania od Marti Ftrost

1.Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga?
Hmm. Trudne pytanie. Coś mnie tknęło, jak czytałam inne blogi o Jelsie i w głowie ułożyła mi się moje własna historia i pojawiło się pytanko dlaczego by nie spróbować pisać bloga. Uznałam, że spróbuję.

 2.Dlaczego akurat Jelsa?
Lubię ten paring, moim zdaniem pasują do siebie :) 

 3.Masz ulubione zwierzątko?
 A mam :) moją kochaną suczkę owczarka niemieckiego Sarę

  4.Słońce czy księżyc?
Księżyc. Nie wiem dlaczego.

 5.Co sądzisz o miłości?
Jest piękna jeśli jest szczera i prawdziwa, niestety o taką rzadko

 6.Skąd dowiedziałaś się o Jelsie? 
O Jelsie dowiedziałam się przez przypadek. Przeglądając strony internetowe w poszukiwania czegoś ciekawego do poczytania natrafiłam na blog o właśnie takiej tematyce.

  7.Ulubiony film?
Igrzyska Śmierci i Strażnicy Marzeń. Wiem trochę dziwne połączenie ;)

8.Jaka jest twoja ulubiona postać na blogu?
Oczywiście Jack Frost :)

9.Masz ulubioną piosenkę, jaką? 
Nie mam ulubionej piosenki. Słucham różnych gatunków muzyki i w każdym znajdę co najmniej jeden wyjątkowy utwór, ale nie potrafię określić, który jest moim ulubionym.

10.Masz jakieś hobby?
Oprócz pisania to jeszcze interesuję się sztuką, a dokładniej rysunkiem

11.Jaki jest twój ulubiony parring? 
Oczywiście Jelsa, ale też Peetniss

Pytania od Mysterious Rebel:

1.Kto jest do ciebie bardziej podobny, Jack czy Elsa? (pod względem charakteru) 
Hmm trudne, chyba raczej Elsa.
2.Jaką chciałabyś/chciałbyśmieć moc?
Jest tyle możliwości, że aż nie wiem. Biorę pod uwagę kilka opcji: władanie lodem, wodą, elektrycznością lub cieniami
3.Jaka jest twoja ulubiona pora roku?
 Lato
4.Co wolałabyś/wolałbyś dostać, suknię Elsy czy bluzę Jacka?
Bluzę Jacka, oczywiście :)
5.Twój ulubiony smak lodów?
Pistacjowy.
6.Znasz jakąś piosenkę kojarzącą ci się z Jelsą? Jeśli tak to jaką?
Znam, bardzo mi się podoba, jest trochę smutna i pasuje do mojej historii jej tytuł to Let Her Go.
7.Chciałabyś/chciałbyś żeby Jack cię odwiedził?
Oczywiście, że tak, choć byłoby to trochę dziwne.
8.Który styl bardziej ci się podoba, Elsy czy Jacka?
Jacka, nie przepadam za sukienkami.
9.Chciałabyś/chciałbyś mieć Elsę/Jacka za siostrę/brata? (boże ile tych ukośników?/!)
Hmmm, raczej tak. Mieć Jacka  Frosta za brata... no na pewno nie byłoby nudno.
10.Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? 
Może uznacie mnie za mało romantyczną, ale nie. Nie ma miłości od pierwszego wejrzenia, jest zauroczenie, które może przerodzić się w miłość. 
11.Czy oczy Jacka ciebie także hipnotyzują?

Nominowane przeze mnie blogi:
 http://lunamoonstories.blogspot.com
 http://jelsasercezlodu.blogspot.com
 http://jelsaidziecizywiolow.blogspot.com
 http://jelsanazawsze.blogspot.co.uk
 http://snieznahistoriajelsafanfiction.blogspot.com

Moje pytania do nominowanych:
1. Dlaczego postanowiłaś założyć bloga?
2.Masz jakieś zainteresowania nie związane z blogiem i pisaniem?
3.Gdybyś miała się wcielić w jednego z bohaterów twojego bloga to kogo byś wybrała?
4.Miałaś jakieś inne blogi? Jeśli tak to jakie?
5.Opisz siebie w trzech słowach.
6. Czytasz książki, jeśli tak to jakie? (gatunek)
7.A teraz zaczynają się dziwne pytania, bo kończą mi się pomysły na normalne. Co byś zrobiła gdybyś obudziła się, wstała i przeciągnęła się, po czym zdajesz sobie sprawę, że nie wstałaś ze swojego łóżka, tylko wyszłaś ze swojego grobu?
8.Gdybyś mogła panować nad którymś z czterech żywiołów, to który byś wybrała?
9.Jak byś zareagowała gdyby powiedzieli ci, że stałaś się jedną ze strażników Marzeń?
10. No i powracamy do normalnych pytań. Jaki jest twój ulubiony film?
11.Czytałaś Igrzyska Śmierci, lub oglądałaś filmy? Jeśli tak to co o nich sądzisz?
    



wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 3

Od dzisiaj komentować mogą również osoby anonimowe. Przepraszam, że dopiero teraz to zauważyłam :( Na przeprosiny macie długi rozdział.
Ps. dziękuję Marti Frost za komentarz
###
Zwołanie reszty strażników zajęło nie więcej niż kilka minut, wszyscy mieli podzielone zdania. Niektórzy jak Ząbek wierzyli w niewinność Jacka, inni, czy Kangur, (ups miało być Zając,) w nią wątpili. Głupi szarak, jak zwykle przeciwko niemu. Sanie wystartowały ( nasz długouchy tchórz tym razem nie dał się do sań wsadzić i wybrał podróż swoimi tunelami). Gdy wylądowali ich oczom ukazał się najdziwniejszy widok jaki w życiu widzieli. W tym samym momencie Kangur wyskoczył ze swoich tuneli. Rozejrzał się w około i stwierdził:
-Może to rzeczywiście nie Frost, nie dałby rady tak tego miasta urządzić.
-Dzięki Kangurku, ty zawsze wiesz co powiedzieć- żachnął się Frost. Zając odwrócił się w jego kierunku z bumerangiem gotowym do użycia. Jednak Jack niestety musiał przyznać mu rację. Lodowe kolce były wszędzie, przebijały niektóre budynki, wyrastały ze ścian, jezdni. Na niektórych były nabite niczym szaszłyk samochody. Śnieg był wszędzie. Gdzieś w oddali pod naporem śniegu zwalił się podziurawiony lodem niczym ser szwajcarski budynek. Strażnicy przygotowali się do walki. Wokół Ząbek latało mnóstwo rozgniewanych mleczuszek, North dobył swoich szpad, Zając bumerangów, Piasek stworzył dwa piaskowe bicze, a Jack no wiadomo, chwycił swoją laskę. Szli mijając coraz to większe, kolce. Zając poślizgnął sie i o mało co się na jeden nie nadział, ale Jack go w porę złapał. Dotarli do centralnej części miasta, dalszą drogę zagradzał wielki lodowy mur. Żaden z nich nigdy nie widział czegoś podobnego. Jack spróbował użyć na nim swojej mocy, ale ku jego zdziwieniu nie zadziałało. Strażnicy znaleźli jednak jego słaby punkt i udało im się roztrzaskać kawałek muru. Gdy tylko to zrobili musieli paść na ziemię, bo w ich kierunku pędziły lodowe pociski. Gdy atak minął  Frost podniósł się i zobaczył skuloną na ziemi białowłosą dziewczynę o niesamowicie niebieskich oczach. Na jej twarzy było widać wielkie zaskoczenie i szok, z jej usta padło jedno słowo...

***

-Jack- wyszeptała zaskoczona. Nie wiedziała jakie uczucie w niej przeważa. Ból, szczęście, czy szok. Patrzyła w obce, ale też znajome niebieskie oczy, białosrebrne włosy. Szukała różnic, czegokolwiek dzięki czemu mogła wziąć chłopaka za zwykłe przywidzenie. Ale to zdecydowanie był on. Chociaż to niemożliwe.
Tama wstrzymująca jej wspomnienia puściła, a one wylały się ogromną falą.
Był to jeden z wielu zimowych wieczorów, kiedy wszyscy zbierają się przy ciepłych kominkach, żeby się ogrzać. Wszyscy, ale nie ona. Ona siedziała na parapecie w swojej komnacie i wpatrywała się w okno. Patrzyła jak płatki śniegu wirują i opadają. Czuła jak jej łzy zamarzają spływając po jej policzkach. Spojrzała na trzymaną w dłoniach kartkę, którą znalazła wsuniętą pod drzwi.
"Elsa, nie wiem dlaczego mnie ignorujesz, dlaczego nie wychodzisz ze swojej komnaty. Nie wiem co ja takiego zrobiłam, że nawet podczas wspólnych posiłków, nie chcesz ze mną rozmawiać. Jeśli jakoś Cię uraziłam to przepraszam. Pamiętam jak kiedyś mówiłyśmy, że zawsze nie ważne co się stanie będziemy trzymać się razem. Byłyśmy wtedy dziećmi, a to "nie ważne co się stanie" oznaczało to, że w przyszłości któraś z nas wyjdzie za mąż i opuści królestwo, rozpłakałam się wtedy, a Ty mnie pocieszałaś, pamiętasz? Proszę powiedz dlaczego teraz starasz się od wszystkiego odciąć. Daj tą kopertę Sylvi, aby mi ja odniosła, albo spal ją, ale błagam Cię, odpisz.  To moja ostatnia próba, przepraszam, że zawracałam Ci głowę, jeśli odrzucisz ten list nie przyślę drugiego.
                                                                                                                   Twoja siostra Anna"
Białowłosa zwinęła kartkę papieru w kulkę i uroniła jeszcze kilka łez. Oparła czoło o chłodną szybę. Zapragnęła raz uciec, poczuć świeże powietrze. Tak dawno nigdzie nie wychodziła. Ostatni raz była na zewnątrz kiedy jechała z rodzicami do trolli, a Ania... a Ania prawie nie umarła, prawie nie umarła przez nią. Była dla niej zagrożeniem, dla wszystkich była zagrożeniem. Jednak coś kazało jej wyjść na zewnątrz, coś czego nie rozumiała. Po prostu czuła, że musi wyjść. Zeszła z parapetu i podeszła do drzwi, Zawahała się przy klamce. Co prawda korytarzy nie patrolowało tyle straży co kiedyś, ale... Bała się, bardzo się bała. Uchyliła jednak drzwi. W głowie utworzyła długą listę dlaczego nie powinna tego robić, dziwny przymus jednak zwyciężył i wyszła. Cichutko zamknęła za sobą drzwi. A wtedy zaczął się szaleńczy bieg przejściami dla służby. Coś pchało ją do przodu. Cały czas rozglądała się na boki patrząc czy aby ktoś jej nie widzi. Gdy dotarła do jednego z bocznych wyjść, zawahała się i już chciała się zawrócić, gdy coś spadło jej na nos. Było to kilka małych białych ziarenek piasku. Wątpliwości nagle się rozwiały. Wybiegła na zewnątrz rozkoszując się chłodnym zimowym powietrzem. Odetchnęła głęboko. Rozkoszowała się zimnem. Coś jednak wciąż pchało ja do przodu. Nie opierała się długo. szła przez królewskie ogrody brodząc w śniegu po łydki, ale nie przejmowała się tym. Nie czuła zimna tylko ekscytację. Mijała zaśnieżone krzewy, które teraz wyglądały jak zwykłe zaspy, a nie idealnie przystrzyżone twory ogrodniczego kunsztu. Sama nie wiedziała dlaczego zaczęła biec. Rozkoszowała się tym pędem. Minęła kamienną bramę, przebiegła przez dróżkę i popędziła w stronę lasu, gdzie nieco zwolniła tempa.
Gdy już poczuła się zmęczona oparła się o pobliską jodłę. Usłyszała głos małej dziewczynki z niedaleka, ale nie zdołała odróżni słów. Schowała się za drzewem. Ale poczuła jakby ktoś ją zza tego drzewa wypchnął. Podeszła bliżej. Zobaczyła mała polankę, na której toczyła się ostra bitwa na śnieżki. Brązowowłosa dziewczynka właśnie oberwała, roześmiała się i zaczęła lepić kulkę. Starszy od dziewczynki- na oko osiemnastoletni- chłopak, był bardzo do niej podobny. Te same brązowe włosy, brązowe oczy. Był ubrany jak większość  wioskowych chłopców, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Elsa pomyślała, że to chyba rodzeństwo. Nagle sama oberwała śnieżką. Zamrugała zaskoczona. Chłpopak wycbuchnąl smiechem.

-Nie ładnie tak podglądać- Elsa zarumieniła się przyłapana na gorącym uczynku, nie wiedziała co powiedzieć. Brązowowłosa podbiegła do brata.
-A ładnie to rzucać śnieżkami w ludzi- burknęła Elsa pod nosem. Gdyby jej guwernantka ją teraz usłyszała to złapałaby się za głowę, z powodu braku manier dziewczyny i na dodatek nie szczędziłaby jej kazań.
Chłopak nachylił się do siostry i powiedział niby szeptem, ale tak, żeby Elsa usłyszała.
-Idziemy stąd Emma, widać mamy do czynienia ze sztywniarą.- Elsa poczerwieniała, wiedziona impulsem stworzyła w dłoni śnieżkę i cisnęła nią w odwróconego chłopaka. Ten spojrzał na nią. Przestraszyła się, użyła mocy, chociaż nie powinna. Lecz chłopak tylko się uśmiechnął szelmowsko i zanim Elsa zdążyła się zorientować biała śniegowa kulka trafiła ją w nos. Tym razem to białowłosa się uśmiechnęła. Wybuchła kolejna bitwa na śnieżki. Skończyła się, gdy wszyscy zmęczeni upadli na śnieg blisko siebie. Wszyscy mieli rumieńce od zimna. Chłopak zaczął się podnosić. Podał rękę Elsie.
-Tak w ogóle to jestem Jack.- uśmiechnął się do niej.
-Elsa- odwzajemniła uśmiech.

Dni mijały, Anna nie wysyłała już więcej wiadomości, a Elsa coraz częściej wieczorową porą wymykała się z komnaty. Zaprzyjaźniła się z Jackiem, który nie wiedział, ani o jej królewskim pochodzeniu, ani o jej mocy. Rozbawiał ją, tylko przy nim szczerze się uśmiechała. Zapominała przy nim o swoich troskach, pierwszy raz była po prostu sobą i nikogo nie musiała udawać. Coraz więcej czasu spędzali razem, a jak to często bywa z biegiem upływających dni i tygodni przyjaźń zaczynała zmieniać się w coś innego. A Elsa bała się tego uczucia, bała się, że znowu kogoś skrzywdzi, dlatego wypierała je tak bardzo jak tylko mogła. Minęły jej szesnaste urodziny. 
Pewnego dnia siedzieli na zaśnieżonym pagórku i wpatrywali się w gwiazdy. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nic, dopóki Jack się nie odezwał.
-Elsa...- przeczesał ręka włosy. Spojrzała na niego. Coś go trapiło, a to nie zdarzało się zbyt często.
-Tak?- uśmiechnęła się by dodać mu otuchy. Jack zaczął lepi śnieżkę, by zająć czymś ręce.
-Nie wiem czy powinienem ci to powiedzieć, ale...
-Och. To coś nowego.- Rzeczywiście, Jack prawie nigdy się nie wahał, a gdy nie powinien czegoś robić zwykle robił to i tak na przekór wszystkim. 
-Mów.- stwierdziła, chłopak westchnął i zaśmiał się cicho jednak bez cienia wesołości.
-Dobra, ale obiecaj, że się nie wystraszysz, sztywniaro.
-Oczywiście, idioto.- uśmiechnęła się, często się podobnie przekomarzali.
-Elsa...- spoważniał nagle- nigdy nie czułem czegoś podobnego..- Dziewczyna podniosła się wystraszona, właśnie tego się bała.
-Nie- wyszeptała, wręcz wybłagała. Jack spojrzał na nią smutno.
-Zakochałem się w tobie, Elsa.- chciała żeby kłamał, ale widziała w jego brązowych oczach, że mówi prawdę.
-Nie- powtórzyła i zaczęła uciekać, wiatr się wzmógł i zaczął padać śnieg. Słyszała, że Jack ją woła i biegnie za nią, ona jednak się nie zatrzymywała. Śnieżyca się wzmogła, zniknęła Jackowi z pola widzenia. Po jej policzkach zaczęły płynąc łzy.Gdy dobiegła do pałacu i wkradła się z powrotem do swojej komnaty do oczu napłynęły jej łzy. Ona też go pokochała i właśnie tego się bała.

Dni mijały, Jack szukał jej wszędzie. Elsa przestała wychodzić, wciąż próbował ją znaleźć. Mijały kolejne dni statek, na którym płynęli rodzice dziewczyny zatonął, a ona pogrążyła się w rozpaczy. Nadeszły roztopy. Elsa próbowała wziąć się w garść. Wieczorem ubrała poniszczony brązowy płaszcz, który zakładała zawsze gdy wychodziła z pałacu, by nikt nie odkrył jej pochodzenia. Chodziła uliczkami miasteczka, próbując poukładać myśli w głowie. Wtedy ktoś na nią wpadł. Była to brązowowłosa dziewczynka. Elsa od razu ją poznała. Emma była zapłakana. Elsa próbowała ja pocieszyć, ale gdy dowiedziała się co się stało, jej oczy również się zaszkliły. Objęła dziewczynkę i kazała jej wracać do domu. Sama pobiegła ile tchu na to nieszczęsne jezioro, po drodze wylewając morze łez. Gdy dotarła na miejsce, wbiegła na lód, który pod jej dotykiem stawał się grubszy. Na środku upadła na kolana i dotknęła dłonią tafli i zaczęła głośno szlochać.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam- szeptała. Spojrzała na księżyc, który dopiero wchodził po niebie. Spojrzała jeszcze raz na lód, a moc przetoczyła się falą przez jej ciało i skuła lodem okoliczne skały.