Wiatr hulał, gałęzie drzew
uginały się pod jego naporem. Masa powietrza leciała dalej i wyżej by odbić się
o lodowe ściany samotnego pałacu na stoku góry. W jednej z lodowych komnat
białowłosa kobieta pochylała się nad lodowym biurkiem. Pisała coś na arkuszu
papieru. Jej wzrok biegał po dokumentach. Niektóre ustawy akceptowała inne nie.
Westchnęła gdy dotarło do niej, że powoli przestaje rozumieć to co czyta.
Odłożyła pióro i zgasiła małą świeczkę na biurku, która była jedynym
oświetleniem. Wstała i podeszła do okna.
Wiatr pędził śnieżynki za oknem,
a gwiazdy mrugały do niej. Księżyc skrył się za chmurami, ukrywając swoje
oblicze.
Elsa patrzyła na krajobraz za
oknem. Zima zbliżała się do Arendell wielkimi krokami, mimo że był dopiero
listopad w góry już były pokryte sporą warstwą białego puchu i to nie była
tylko zasługa zimy.
Od wydarzeń, które miały miejsce
po koronacji minęło kilka miesięcy. Wciąż trudno jej o tym myśleć… Prawie
zabiła… Jej dłonie zaczęły pokrywać się szronem. Zamknęła je, a później
otworzyła z powrotem, tak kilka razy. Przestała dopiero jak szron zaczął
znikać.
Nienawidziła zimy, może to trochę
dziwne jak na osobę z taką, a nie inna mocą, ale Elsa miała swoje powody by
nienawidzić tej pory roku.
Poprzedniego dnia wróciła z
pałacu królewskiego. Kilka dni po pewnych wydarzeniach zrzekła się korony, ale
wciąż pozostała królową regentką. Ludzie czasem bali jej się, niekiedy widzieli
w niej potwora, nie dziwiła się im. Sama postrzegała siebie jako potwora.
W dodatku nigdy nie chciała być
królową, jej to narzucono. Chciała być dobra w swojej roli, ale nic nie
zmieniało faktu, że tego sobie nie wybrała. Bycie królową to ciągłe
ograniczenia, a ten kto raz zakosztował prawdziwej wolności już nigdy nie
będzie chciał żyć w klatce, nawet nie wiadomo jak pięknej. Chciała oddać władzę
Annie i po części oddała, doradcy nie zgodzili się na nic więcej, bo młoda
księżniczką nie była gotowa na przejęcie pełni władzy. Dlatego Elsa wracała do
pałacu na kilka dni w miesiącu. Odwiedzała siostrę i Kristoffa, zamieniała
kilka słów z jej ulubioną służką Emmą by powrócić do swego lodowego zamczyska z
masą dokumentów do przejrzenia lub ustaw do uchwalenia.
Czasem tęskniła za życiem w pałacu
królewskim, najbardziej tęskniła za Anną. Jej siostra się zmieniła trochę
wydoroślała, nie jest już tym samym wiecznym dzieciakiem co kiedyś. Te kilka
dni to było mało, ale Elsa ceniła samotność i nie wybaczyłaby sobie, gdyby
jeszcze raz skrzywdziła Anię .
Gwałtownie odwróciła się od okna
gdy zobaczyła, że na szybie pojawia się szron. Westchnęła. Ruszyła ku drzwiom i
wyszła z jednej z komnat. Szła w dół kręconymi lodowymi schodami. Prawie
zaczęła biec, potrzebowała świeżego powietrza, potrzebowała ochłonąć. Wybiegła
za zewnątrz, a drzwi pałacu się za nią zamknęły. Wiatr siekł ją po twarzy, a
ona chwytała w płuca świeże, mroźne powietrze. Niskie temperatury nie robiły na
niej żadnego wrażenia, zawsze czuła się komfortowo na mrozie.
Zbiegła po lodowych schodach i
popędziła do doliny. Tego dnia zawsze brakowało jej tchu i zawsze przychodziła
w to samo miejsce.
Stopy w lodowych pantofelkach nie
zapadały się w śniegu, a skrząca suknia z lodowych odłamków powiewała targana
siłą pędu. Patrzyła przed siebie. Mijała szare skały, jodły i sosny, a wokół
niej szalała śnieżyca. Słyszała pohukiwanie sowy, gdzieś w oddali wyły wilki.
Gdy dotarła do małego jeziorka upadła na kolana i dotknęła dłonią tafli, która
pokryła się jeszcze grubszą warstwą lodu. Nienawidziła tego miejsca, tak samo
jak nienawidziła zimy, ale i tak przychodziła tu co roku.
Gdy była w pałacu spacerowała z
Anną rozmawiając o błahostkach, nigdy wcześniej nie miały szans na takie nic
nie znaczące rozmowy. Zagapiły się wtedy i wpadły prosto na Kristoffa, a z jego
kieszeni wypadło małe pudełeczko. Chłopak zarumienił się i już sięgał po
pudełeczko, lecz Anna była szybsza. Jak tylko je otworzyła wydała z siebie tak
głośny pisk pełen radości, że chyba całe Arendell ją słyszało potem rzuciła się
na Kristoffa i ucałowała z taką mocą, że nie da się tego opisać słowami. Po
czym zaczęła piszczeć „tak” nawet nie dając chłopakowi szansy uklęknąć, a co
dopiero zapytać. W pudełeczku bowiem znajdował się złoty pierścionek z
brylantowym oczkiem otoczony mniejszymi szafirami. Elsa nigdy jeszcze nie
widziała Anny tak szczęśliwej. Siostra królowej regentki rzuciła się na
ukochanego, a ten zamknął ją w objęciach. Elsa cieszyła się z radości siostry,
ale jednocześnie czuła w sercu ból i delikatne uczucie zazdrości, bo ona nie ma
i nigdy nie będzie mieć kogoś takiego jak Kristoff i nigdy nie przeżyje
radości, równej radości Anny. Ania- kiedy już ochłonęła- powiedziała Elsie by w
końcu zaczęła żyć i może wtedy sama doczeka się zaręczyn. Oczywiście nie miała
nic złego na myśli, chciała po prostu by jej siostra była szczęśliwa. Nie
wiedziała, nie miała prawa wiedzieć, że kiedyś Elsa wyrwała się ze swoich zamkniętych
komnat i „zaczęła żyć”, ale nic dobrego z tego nie wynikło.
Białowłosa była w lodowym pałacu
tylko po to by zabrać swoje rzeczy, bo Anna udusiłaby ją gdyby opuściłaby ją w
tak ważnej dla niej chwili. Elsa cieszyła się, że więcej czasu będzie spędzać z
siostrą, w kontrolowaniu swojej mocy była coraz lepsza, ale bała się… Bała się,
że znowu skrzywdzi siostrę. Bała się, że to wszystko umknie jej spod kruchej
kontroli. Jednak był jeszcze jeden powód dlaczego nie za bardzo chciała przedłużać
swojego pobytu w stolicy. Nie mogłaby patrzeć na szczęście siostry, nie
dlatego, że się nie cieszyła i broń Boże nie dlatego, że nie chciała by Anna
była szczęśliwa. Chciała tego i to bardzo… ale nie mogła by patrzeć na to nie
przypominając sobie tego co straciła.
Burza uczuć dziewczyny wywołała burzę na zewnątrz. Drzewa pokrywały się
szronem, a zamieć szalała niszcząc warkocz Elsy, lecz ta tylko wpatrywała się w
zamarzniętą taflę jeziora zagłębiona w rozmyślaniach.
Nagle coś zaszeleściło w
krzakach. Dziewczyna gwałtownie się poderwała wystraszona i uniosła rękę w
obronnym geście. W miejscu skąd dobiegał hałas wyrosły wielkie, ostre,
pochylone, lodowe kolce. Wystraszony lis uciekł w popłochu. Kolce tylko go spłoszyły
nie zrobiły mu krzywdy, bo był wystarczająco mały, ale gdyby na jego miejscu
stał człowiek… Elsa nawet nie chciała o tym myśleć, zamknęła dłonie i
przyłożyła do serca, głęboko oddychając. Jej zdolności znowu zaczynały ją
przerażać.
A strach białowłosej sprawiał, że
szron, który wcześniej pokrywał okoliczne drzewa zaczął zamieniać się w długie
lodowe kolce, a zamieć stawała się coraz bardziej groźna.
*w* podoba bardzo podoba czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :3
OdpowiedzUsuń