elsa i jack

elsa i jack

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 6 "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" część 1

 Dzielę rozdział na pół, żeby pojawił się szybciej. Jakby ktoś czegoś nie mógł zrozumieć, niech napisze w komentarzach, a ja postaram się wyjaśnić niektóre rzeczy, bo trochę zawirowań i niedopowiedzeń zawsze musi się pojawić, a ona staną się jasne w późniejszych rozdziałach. A teraz was nie zanudzam i zapraszam do czytania.

Jack czuł się jak ostatni idiota, gdy pytał ją jak ma na imię. Wiedział, że ją zna, że była dla niego ważna, a nie znał jej imienia. Ona spojrzała na niego zszokowana, później wyglądała jakby dostała solidnego kopniaka w brzuch, przybrała kamienną maskę, spuściła wzrok i już na niego nie spojrzała.
W myślach wyzywał się od największych imbecyli, choć to nie jego wina, że nie pamięta zupełnie nic, no prawie nic. Oczywiście nie mógł poczekać, aż ktoś z pozostałych powie do niej po imieniu, albo ktoś inny jej się o to zapytać, no oczywiście, że nie, on musiał wyskoczyć z tym pytaniem.
-Elsa -powiedziała przez ściśnięte gardło. Jeszcze raz wyzwał się w myślach od idiotów, chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Elsa przybrała maskę spokoju i opanowania.
- Ja jeszcze raz wszystkich przepraszam za szkody jakie wyrządziłam, ale chciałabym znaleźć sposób by wrócić do Arendell.- pozostali Strażnicy spojrzeli po sobie. Nigdy nie słyszeli o podobnym miejscu, Northowi chyba jednak coś świtało, bo drapał się po brodzie myśląc. Zając patrzył jednak na dziewczynę nieufnie i powątpiewał czy aby z jej głową jest wszystko w porządku.
-Jak się tutaj dostałaś, jeśli można wiedzieć, bo jak mówisz nie jesteś z tej rzeczywistości. Tylko z tak zwanych Krain Pomiędzy jak Wróżkoland, czy Nora Zająca- spytał North, Kangur już chciał z czymś wyskoczyć, ale North uciszył go machnięciem dłoni. Elsa patrzyła na niego nierozumiejącymi oczami, dla niej istniała tylko jedna rzeczywistość. Zaczęła mówić jak nagle otoczyły ją cienie, jak powstał dziwny nasycony energią wir, a potem znalazła się nie wiadomo gdzie w świecie, którego nie rozumiała. North z Piaskiem i Zębuszką wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jack nic z tego nie rozumiał dopóki nie wtrącił się Zając.
-No co wy?! Chyba nie uważacie, że jakiś z cieniowładnych posłużył się portalem!Ich już nie ma, jeśli kiedykolwiek istnieli, to tylko głupie zabobony wmawiane kiedyś dzieciakom, by nie błąkały się po zmroku.- North spojrzał na niego dając mu do zrozumienia, że to właśnie miał na myśli.
-Wiesz Kangurku, jakby tak na nas spojrzeć to, też jesteśmy tylko zabobonami wmawianymi dzieciom, na przykład po to by były grzeczne, bo inaczej nie dostaną prezentu na gwiazdkę.- wtrącił Jack chociaż sam zbytnio w to nie wierzył, ale chciał obronić historię białowłosej, skoro nawet North uważał, że istnieją takie istoty jak cieniowładni, to musi być w tym jakieś ziarnko prawdy. Elsa miała spuszczony wzrok i raz po raz szczypała się w rękę.
-Po co to robisz?-spytał szeptem, by inni nie zwrócili na to uwagi.
-Sprawdzam czy aby na pewno nie śnię- odpowiedziała cicho.
-A w co takiego tak trudno ci uwierzyć?- odwróciła się w jego stronę ze spojrzeniem typu "naprawdę się pytasz?", po czym natychmiast skierowała wzrok gdzie indziej upierając się by na niego nie patrzeć.
-A ja wam jeszcze raz powtarzam NIE ma i NIGDY NIE było czegoś takiego jak cieniowładni!- wydarł się Zając na całe gardło. Nagle potężne, drewniane, zdobione z drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że wypadły z zawiasów i z głuchym łoskotem runęły na podłogę. Przez korytarz został rzucony jeden z Yettich, który wylądował prawie pod nogami przerażonej Elsy, podniósł się z grymasem bólu i gniewu. Mocniej chwycił swoją włócznię i skierował ją ku wyrwie po drzwiach. Pobiegły tam również zaskoczone spojrzenia pozostałych. Jack nagle odkrył, że nie ma przy sobie swojej laski, bo próżno sądził, że na Biegunie Północnym nic mu nie groził.
Przez wyrwę wolnym krokiem szły dwie postacie. Jedna dobrze, zbyt dobrze znajoma Strażnikom sylwetka szła przodem, za nią snuła się niższa, obca i drobniejsza postać, lecz nie można było jej lekceważyć.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz Króliczku- szepnęła z sarkastycznym uśmiechem.

***
pół godziny wcześniej

-Puszczaj, cuchnie ci z paszczy- syknęła Haely próbując wyrwać się koszmarowi o długich końskich nogach, koszmar trzymał ją za kaptur jej ulubionej czarnej bluzy, a jedyne co dziewczyna mogła zrobić to wić się i kopać w powietrzu, bo nie dosięgała podłoża. Usłyszała niepokojące trzaski i jej życzenie, by znaleźć się z powrotem na ziemi natychmiast zostało spełnione. Upadła na kolana, niemal natychmiast się podniosła i stając na palcach wyszarpnęła pozostałości kaptura z paszczy koszmaru. Ten na nią zasyczał odsłaniając ostre kły i uwalniając siarczany oddech, ona nie była gorsza z oczami ciskającymi błyskawice wpatrywała się w żółte ślepia poczwary i warknęła. Wokół niej zgromadziły się cienie, które i tak nie miałyby szans z koszmarem. Przez jej głowę znowu przeszła jej myśl, jak bardzo absurdalna jest jem moc. Bycie cieniowładną, to ciągłe kruczki i haczyki, znajdowanie ukrytych bramek w ograniczeniach związanych z prawami Istoty Rzeczy. Ta absurdalność, nie raz w nią uderzała, w ogóle cała jej moc była jednym wielkim haczykiem. Mogła pokonać każdego, ale nie mogła obronić się przed swoim prawdziwym wrogiem. Trudno było ją zabić, ale dla Mroka i jego koszmarów,  było to jak skinięcie paluszka, zabiłby ją bez wahania, gdyby nie była mu potrzebna do zemsty. Za pomocą cieni mogła niszczyć i przestawiać przedmioty, ale nie mogła już ich przywrócić do stanu wcześniejszego (no mogłaby to zrobić dzięki cieniom, ale to byłoby łamanie praw Istoty Rzeczy). Tak więc kaptur jej ulubionej bluzy skończył jako posiłek dla koszmaru.
-Czy ja z tobą zawsze muszę się użerać, więcej z ciebie kłopotów niż pożytku- syknął na nią Mrok. Obdarzyła go wściekłym i nienawistnym spojrzeniem. Wsadziła do uszu słuchawki, nie zwracała zbytniej uwagi na muzykę, ale bez niej nerwy by jej chyba puściły.
-... Jak już wedrzemy się na biegun to... Czy ty mnie w ogóle słuchasz!- Haely zamrugała, wyłączyła się na chwilę, nie ukrywała, że ma w głębokim poważaniu to co Mrok tam ględzi. Słyszała tylko bla, bla bla, i miała to gdzieś. Miała ważniejsze sprawy na głowie, między innymi jak wyeliminować durnia, niż słuchanie go i realizowanie planu jego zemsty na Strażnikach. Nie obchodziły jej jego konflikty, nie chciała się w to mieszać. Według niej najlepiej by było gdyby Strażnicy nareszcie się o pozbyli raz, a dobrze. Miałaby wtedy wreszcie spokój. Nagle Mrok wyrwał jej słuchawki z uszu, razem z odtwarzaczem, cisnął o ziemię i rozgniótł butem. Wściekłość w niej kipiała, prawie sięgnęła zenitu.
-To była limitowana edycja! Najnowsza technologia z samoodtwarzaniem utworów, a kolejność na playliście dostosowuje do nastrojów. Wiesz ile wydałam!- wydarła się.  Koszmary spodziewając się ataku cieniowładnej otoczyły swojego pana i jego cień, powarkując w stronę aż poczerwieniałej z gniewu dziewczyny.
Dwa miesiące, nie miała tego odtwarzacza nawet dwa pieprzone miesiące! Zanim Mrok ją znalazł sporo podróżowała, mogła stać się cieniem, albo ukrywać się w innych cieniach, więc o zostanie pasażerem na gapę nie było trudno. Poleciała samolotem na daleki wschód, zobaczyła popularne tam teatry cieni. Przypatrywała się temu jakiś czas i doszła do wniosku, że można się na tym całkiem nieźle dorobić, znalazła kilka osób obdarzonych darem Widzenia i za odpowiednią "zachętą" stworzyli własny mały teatrzyk, który stopniowo się rozrastał w miarę upływu lat, sama nawet stała się w nim cienistą aktorką, dopóki jej się to nie znudziło. Większość ról grały cienie, które kontrolowała. Oczywiście niestety musiała dzielić się zyskami z Widzącymi, którzy z tego teatrzyku uczynili rodzinny interes. Od założenia teatru minęło jakieś może osiemdziesiąt lat, pojechała na wycieczkę do Tokio i tam zobaczyła to cudeńko techniki. (Dla tych, który mogą nie zrozumieć, teatr cieni powstał około 80 lat przed wydarzeniami opisanymi na blogu, a po tych 80 latach, czyli ok 2 miesiące przed wydarzeniami opisanymi na blogu kupiła odtwarzacz, a jak było wspomniane w rozdziale 2 i 1 po otrzymaniu drugiego "życia" Haely nie starzała się i dopóki nikt w nią nie wierzył, to nie mógł jej zobaczyć, mógł przez nią przeniknąć. dop.autorki) Bez wahania zapłaciła tą kosmiczną sumę, ale było warto. A teraz całą kasę jaką przeznaczyła szlag trafił, a ona nawet nie może nazbierać i kupić drugiego takiego cudeńka, bo to limitowana edycja, a ona kupiła ostatnie!
Wściekłość, w niej aż buchała. Nie zauważyła, że cienie dzięki jej silnym emocjom zaczęły się formować, nie były już zwykłymi cieniami na ścianach, czy posadce, ale stawały się pełnowymiarowymi istotami stworzonymi z cieni i ciemności. Koszmary Mroka najeżyły się na widok nowych przeciwników, a sam Czarny Pan musiał ukryć delikatny przestrach i podziw. Ta dziewczyna miała potencjał, większy niż wszyscy pozostali cieniowładni jakich na oczy widział. Haely jednak szybko siły zaczęły opuszczać (wbrew pozorom panowanie nad cieniami to ciężkie zajęcie, a teraz Haely użuła o wiele więcej mocy niż zazwyczaj), dyszała ciężko, a cienie znów stały się zwykłymi cieniami.
-Oszczędzaj tą wściekłość na wrogów- stwierdził Czarny Pan sucho i odwrócił się. Haely odrobinę się zachwiała. To on jest jej prawdziwym wrogiem i właśnie wypowiedział jej wojnę. Jeszcze się zdziwisz Mrok, oj zdziwisz, szeptała w myślach.

***
po wydarzeniach z pierwszego akapitu (po tym jak drzwi zostały wyważone)

Tuż za Mrokiem, lekko w cieniu stała dziewczyna w zbliżonym do Jacka wieku. Była średniego wzrostu, miała smukłą twarz z ostrym lekko spiczastym podbródkiem. W jej bladej twarzy lśniły podkreślone eyelinerem srebrne oczy, o czarnych rzęsach. Brwi dziewczyny były gęste i czarne jak skrzydło kruka. A jej długie do ramion włosy były czarne niczym noc, oprócz końcówek, które były prawie tak białe jak śnieg. Długa mniej więcej do podbródka grzywka lekko opadała jej na lewe oko. Miała na sobie czarną rozpiętą bluzę, widać było biały T-shitr. Bluza wyglądała jakby coś zeżarło kaptur. Dziewczyna miała na sobie ciemne jeansy z łańcuchami przy kieszeniach, jej stopy chroniły wysokie, ciężkie, czarne glany.
Elsa wodziła wzrokiem po sali, ale nie mogła dostrzec przybyszów.
-Witajcie Strażnicy- zaczął Mrok z uśmiechem rozkładając ramiona w powitańczym geście jakby był gospodarzem i zapraszał ich na jakąś ważną uroczystość. Był to teatralny gest, a stojąca za nim dziewczyna była wyraźnie znudzona i zażenowana, ale jej oczy błyszczały niebezpiecznie.-Macie tutaj pewną interesującą osóbkę. Oddajcie nam dziewczynę, to oszczędzimy wam cierpień i załatwimy to szybko- uśmiech Czarnego Pana stał się drapieżny, a jego głos ociekał groźbą. Jack w tym czasie wyzywał się od skończonych idiotów i imbecyli, bo nie mógł znaleźć leszej chwili by zapomnieć swojej laski.

10 komentarzy:

  1. No nieżle wszystko chyba rozumiem chyba. Pisz dalej a jeśli to nie problem to poproszę o kruuutkie streszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. No zatrabiscie next ma mi być do 15 dni napisany ( jakby było więcej wolnego czasu to byś miała tylko tydzień :D)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie. Jeden z najlepszych blogów, jakie czytałam. Bosko. Aż mi dech zaparło<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudnie. Jeden z najlepszych blogów, jakie czytałam. Bosko. Aż mi dech zaparło<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział!!! Kocham, kocham, kocham twojego bloga ;* czekam na nexta! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no to się nazywa świetny rozdział! Nie mogę się doczekać nexta!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest 25 czekamy. Wenyyyy

    OdpowiedzUsuń