Zapraszam na drugi rozdział nowego opowiadania, wiem, że powinnam pisać przeplatanką (raz jedno opowiadanie raz drugie) ale jakoś tak wena mnie wzięła :)
Ma związane nadgarstki, a na ustach knebel. Ostry zapach targu uderza ją w nozdrza. Szarpie się, ale nie może się wyrwać silnej ręce, która ją trzyma. Ma na sobie łachmany, a z szyi zwisa numer identyfikacyjny i cena wywoławcza. Ludzie przekrzykują siebie nawzajem.
-200 srebrników, kto da więcej?!- krzyczy handlarz. Łzy spływają jej po twarzy, zmywając wszechobecny kurz i pył z jej policzków.
-250!- wrzeszczy jeden z potencjalnych nabywców, u którego boku widać już wielu niewolników. ona nawet nie chce wiedzieć co z nimi robi. Handlarz wciąż podbija cenę, kupujący się przekrzykują, wrzeszcząc coraz to wyższe sumy. Ona szarpie się coraz mocniej i mocniej, knebel puszcza.
-Sprzedana za 10 000 złotych monet!- Dziewczyna wierzga, krzyczy "nie" i szarpie się ile tylko może, jednak silne ręce znoszą ją z podestu i przykuwają łańcuchem do uprzęży na grzbiecie konia swojego nabywcy. Stała się własnością...
Gwałtownie się budzi w przestronnej zdobionej karocy. Mruga zaspanymi oczami, a rzeczywistość powoli zaczyna do niej docierać. Brała ślub, jest w podróży do Nasturii... Czyli to nie był zwykły koszmar, odzwierciedlał rzeczywistość.
-Wszystko w porządku, moja pani?- pyta się Hans. Ona próbuje się nie wzdrygnąć, nie przywykła, jeszcze do tego, że jest przy niej i chyba nigdy nie przywyknie. Młody książę wydaje się miłym i dobrym mężczyzną, ale jest coś... coś w jego oczach, co przyprawia ją o ciarki. Na dodatek nie była przyzwyczajona co częstego towarzystwa. Sprawiała zagrożenie, ale ostatnio udaje jej się poskromić tą niszczycielską moc, którą w sobie nosi.
-Tak, wszystko w porządku, dziękuję za troskę- odpowiada cicho patrząc przez okno powozu. Przejeżdżają przez miasto. Wszędzie widzi stłoczonych przy powozie mieszkańców. Konna straż musi ich rozganiać. Dzieci, dorośli w łachmanach błagają o kawałek chleba. Są wychudzeni, a dzieci mają puste, smutne oczy. Na ten widok serce jej się kraje w Arendell było nie do pomyślenia, by doprowadzić poddanych do takiego stanu, a potem rozganiać jak bydło. Jednej dziewczynce, strażnik na koniu o mało co nie miażdży nogi. W porę udało jej się umknąć. Elsa nie jest w stanie nic powiedzieć, w jej gardle urosła ogromna gula. Podczas gdy ona podróżuje przez kraj w luksusach i naprzykrza się na swoje położenie, ci ludzie umierają z głodu. Widzi, że niektórzy są chorzy... Ma zamiar krzyknąć na strażników, by przestali, już chwyta są sakiewkę by rzucić, choć trochę pieniędzy tym biednym ludziom. Ona musi im jakoś pomóc, lecz w tym momencie Hans łapie ja za dłoń, uniemożliwiając sięgnięcie po sakiewkę.
-Przeklęta biedota- syczy.- Zatruwają życie w stolicy, nie martw się pani. straże zaraz zrobią z nimi porządek. Przykro mi, że musiałaś to oglądać, moja pani.- Wstrząsa nią. Tak wygląda stolica? A biedne miasteczka, wsie? Nie może sobie wyobrazić panującego tam ubóstwa, przerażało ją jak można doprowadzić poddanych do takiej nędzy. Czuje nagła fale wstrętu do tego człowieka, którego przyszło nazywać jej mężem, do tego kraju, o to jak rządzi. Jak tylko ona zasiądzie na tronie, postara się wszystko zmienić.
Straże rozganiają ludzi, którzy uciekają w popłochu. Ona widzi, że niektórzy są poranieni od włóczni strażników, patrzy na uciekające dzieci z przerażeniem w oczach. Czuje jak do jej oczu napływają łzy, ale nie pozwala im płynąć. Ta przeklęta moc walczy w niej, ale ją również powstrzymuje.
Patrzy na bogate kramy, stoiska, na krągłe sprzedawczynie, z masą złotych pierścieni na grubych palcach, na tkaniny ich sukien i nie może uwierzyć... Jednak prawdą jest, że Nasturia jest państwem bogaczy i żebraków...
-Dlaczego... dlaczego ci ubodzy ludzie nie pracują?-pyta. Nie widzi ani jednego stoiska, ani jednego sklepu prowadzonego przez ludzi uboższych. Ci bogaci przepędzają ich z ulicy jak dzikie psy.
Książę prycha z odrazą, jakby tak głupi pomysł nigdy nie przeszedł mu przez myśl.
-A ty pozwoliłabyś pracować złodziejom i przestępcom? Niech się cieszą, że wszyscy nie znaleźli się w celach. Niektórzy pomagają przy zbiorach, albo przy innej pracy godnej takich łachmaniarzy- Przeszywa ja kolejna fala nienawiści. Skoro nie mają co jeść, nie mają czym zapłacić i nawet nie mogą zarobić... to jak nie kraść by przeżyć?
***
Czuje się jak pajac. Inaczej nie da się tego określić. Jest w garniturze przyrodniego brata Abby, który wyjechał do letniej posiadłości ojca, a że jest "pokaźnych" rozmiarów, Abby musiała "nieco" owy garnitur zwęzić i skrócić, ale tak, że zawsze może go przywrócić do stanu pierwotnego, aby nikt się nie zorientował. Mimo to na Jacka i tak jest za duży i czuje się w nim jak jakieś dziwadło.A w towarzystwie obrzydliwie bogatych "świń", czuł się "niekomfortowo", szczególnie, że gdyby ktoś dowiedział się, że on i Emma są z plebsu w najlepszym wypadku skończyliby w lochu. Jack jednak nie żałował, że przyjął od Abby zaproszenia, nawet nie śmiał. Nigdy nie widział swojej małej siostrzyczki bardziej szczęśliwej niż gdy powiedział, że idą na bal zobaczyć przyszłą królową. Rzuciła mu się na szyję i prawie go nie udusiła.
O wilku mowa, myśli gdy Emma do niego podbiega z jednym z najszerszych uśmiechów jakie w życiu widział. Ma na sobie niebieską sukieneczkę, którą Abby "pożyczyła" od swojej młodszej przyrodniej siostry, która jest mniej więcej w wieku Emmy. Brązowowłosa Patrzy na niego skrzącymi się oczami i mocno go przytula. On pochyla się i również przytula siostrę.
-Dzięki Jack! Szkoda tylko, że Abcia nie mogła przyjść tu z nami.- (Nie wyjawił siostrze pochodzenia zaproszeń, wiedział, że albo odda zaproszenie, albo będzie czuła się winna z tego powodu, że ona idzie a Abby nie, bo to ona im je oddała.)
-Jakby "Abcia" usłyszałaby jak na nią mówisz załaskotałaby cię na śmierć- uśmiecha się i zaczyna łaskotać Emmę, która cicho chichocze, jednak szybko przestaje i prostuje się jak struna, pod podejrzliwym i dziwnym spojrzeniem pozostałych gości. To jedyny przejmuje się tym co myślą o nim inni.
Nagle rozbrzmiewają fanfary. Zaraz na balu pojawi się rodzina królewska...
Książęta wraz ze swoimi żonami dostojnie wchodzą na sale. Wśród znanych, srogich oblicz pojawia się nowe, zupełnie nie pasujące do królewskiej rodziny Nasturii. Młoda białowłosa niebieskooka piękna kobieta, kroczy u boku najmłodszego księcia. A więc to jest ta księżniczka z Arendell.
Jack już chce wskazać jej oblicze siostrze, lecz zauważa, że jej nie ma. Szuka jej wzrokiem i w końcu zauważa jak biegnie z szerokim uśmiechem i przytula się do nowej, zaskoczonej księżniczki.
Czuje jak krew odpływa mu z twarzy, za taką obrazę majestatu, grozi śmierć...
elsa i jack
niedziela, 21 czerwca 2015
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 1 (2)
Hejo!!! Zapraszam was na nowy rozdział :) :
Gdy złote obrączki, symbole małżeństwa, zostają wymienione, Elsa niemal natychmiast nakłada z powrotem rękawiczki, by nikt nie zauważył, że cenny przedmiot, zaczął pokrywać szron. Chce uciec, ale wie..., że nie może...
-Możecie się pocałować- rzecze kapłan. Dziewczyna patrzy na swojego męża i zamyka oczy. O tyle przysięga była dla niej tylko i wyłącznie klepaniem formułek, których wcześniej musiała wyuczyć się na pamięć, pieczętujący ją pocałunek jest jakby ponad jej siły, bo to on sprawia, że zwykła formułka przestaje być formułką. Nie chce tego ślubu, wodzi spojrzeniem po zebranych z kamienną maską na twarzy. Maską obojętności i akceptacji, jakby to było dla niej nic nie znaczącym przeżyciem. Nie pokazuje tego, że wszystko się w niej buntuje. Gdy jej wargi łączą się z wargami Hansa, jedna samotna łza spływa po jej policzku, krusząc maskę spokoju...
Podczas hucznego wesela siedzi sztywno jakby połknęła kij. Nie jest w stanie przełknąć ani jednego kęsa z wykwintnych dań ustawionych na suto zastawionym stole. Patrzy pustym wzrokiem na występy artystów z Arendell i Nasturii, ubranych w tradycyjne stroje. Nie zwraca uwagi na żywą zapraszającą do tańca muzykę. Tępo obserwuje pary na parkiecie, słucha gwaru rozmów i śmiechu. Raz po raz uśmiecha się starając się by wyglądało to naturalnie. Zdaje się, że wszystko dochodzi do niej z oddali. Ale jest piekielnie świadoma obecności Hansa, swojego męża u boku i jego dłoni, która zamyka jej drobną dłoń.
Jeden mocno już podchmielony hrabia wznosi toast za młodą parę. Stukają kieliszki ucztujących, krople wina spadają na biały obrus.
-Za zdrowie pary młodej!- krzyczy, pozostali mu wtórują. Nadchodzi czas na prezenty, a nikt nawet Anna nie zauważa, że Elsa bardziej przypomina lalkę, niż żywą osobę. Stara się odepchnąć to wszystko od siebie jak najdalej. Większość prezentów jest standardowa, a to komplet srebrnych sztućców, a to porcelanowa zastawa. Lecz jeden różni się od innych... Jest to rzeźbiona kołyska, z drobnymi ornamentami charakterystycznymi dla Arendell i Nasturii. Elsa czuje jak jej żołądek podjeżdża do gardła, maska się rozpada. Wysila się na uśmiech i prosi wszystkich zebranych o wybaczenie. Oddala się od gwaru, a gdy już jest pewna, że nikt jej nie zobaczy biegnie do zamku i z przyzwyczajenia wpada do swojego pokoju. Patrzy w lustro przy toaletce.
Włosy wychodzą z koka, a oczy są zaczerwienione, jakby zaraz miała płakać. Do tej pory odrzucała myśli o nocy poślubnej, czekała ją długa podróż do Nasturii, więc noc poślubna została odłożona w czasie, ale jak dojadą...
Ma ochotę uciec, patrzy w lustro na swoją przerażoną twarz, na jej drżące dłonie. Bierze wdech i wymierza sobie porządny policzek. Głowa jej odskakuje, a na policzku pojawia się czerwony ślad.
-Weź się w garść- syczy na swoje odbicie.-Robisz to dla dobra królestwa.- mówi na powrót zakładając maskę powagi i obojętności...
***
-Nie no, chłopaki wyluzujcie- mówi idąc tyłem wystawiając dłonie w obronnym geście, cały czas zastanawiając się nad drogą ucieczki. -Co było to było, nie warto rozpamiętywać przeszłości.- W myślach przeszukuje wszystkie możliwe trasy jak najszybszej ucieczki, niestety dwie najlepsze niestety musi teraz wykluczyć, bo o tej porze mogą być patrolowane, a ostatnie czego mu brakuje to napatoczenie się na strażników. Jest między młotem, a kowadłem, ale zawsze pozostaje trzecia opcja.
-Oddaj kasę, Overland to może nie pogruchotamy ci wszystkich kości.- mówi postawny niebezpieczny mężczyzna z efektowną szramą przy oku, uderzając pięścią w drugą dłoń, dając do zrozumienia co ma zamiar z nim zrobić. Spogląda na drugiego dryblasa, który powoli się do niego przybliża groźnie łypiąc, a jedno szklane oko potęguje efekt. Overland prawie żałował, że ich wtedy wrobił i zwiał z forsą, prawie... Teraz też, nie ma zamiaru oddać im pieniędzy i tak sporą część musiał odpalić temu cholernemu jubilerowi, by sprzedał łańcuszek, trzymał mordę na kłódkę i przede wszystkim nie wzywał strażników. Pech chciał, że jak od niego wracał napatoczył się na braci Stabbington.
-Skąd ta wrogość, może najpierw pogadajmy.- powoli cofa się o kilka kroków.
-Gadać to ty se mo...- nie kończy, bo Overland obraca się na pięcie i rzuca się do ucieczki. Bracia Stabbington ruszają za nim, jednak on jest szybszy i zostawia ich odrobinę w tyle. Już zamierza wziąć ostry zakręt, gdy nagle ktoś łapie go za tunikę i pociąga w ciemny zaułek. Pada jak długi. Zrywa się szybko i już ma zamiar sięgnąć po mały sztylet, gdy widzi znajome, szare pełne wściekłości oczy. Abby (czyt. Abi), a więc opcja numer 4. Wzdycha z ulgą, już myślał, że mają "kolegów".
-C-co ty...- szepcze, gdy Abby jednym szybkim ruchem byłego kieszonkowca zabiera mu sakiewkę, ze zdobytymi pieniędzmi, po czym wyrzuca ją na bruk kawałek dalej. Overland już ma zamiar pobiec po pieniądze, lecz Abby mocno chwyta go za ramię, w tym samym czasie przebiegają wściekli bracia Stabbinton. Ich nastawienie się zmienia, gdy znajdują na bruku ową nieszczęsną sakiewkę. Uciekają z łupem.
-Dlaczego to zrobiłaś?!- szepcze gniewnie. Dziewczyna macha mu przed nosem srebrną monetą, którą wyjęła z jego sakiewki. Nadgryza kawałek i jeszcze raz mu ją pokazuje. Zęby dziewczyny naruszyły srebrną powierzchnię monety ukazując czarny stop znajdujący się pod spodem. Fałszywka... Chłopak patrzy na nią oniemiały. Ten cholerny jubiler go oszukał...
-Kolejna przecznica jest patrolowana, a uciekający chłopak przykuwa uwagę, jeśliby by cię z tym złapali, czekałby cię stryczek!- Patrzy na nią pytająco. Dziewczyna wzdycha.- Jeszcze potrafię odróżnić dźwięk prawdziwych monet od fałszywych, Jack. W dodatku obiecałeś mi, że z tym skończysz!- szturcha go w pierś. - Miałeś skończyć z ryzykownymi akcjami, pomyśl o Emmie, co się stanie jeśli w końcu cię złapią i zabiją! Ma dopiero siedem lat, a znasz ją, nie przeżyje sama na ulicy.
Jack wie, że ona ma rację, ale...
-Ale co ty wiesz!- warczy.- Nie musisz liczyć każdego grosza, nie masz pojęcia, jak to jest głodować, bo nie ważne co zrobisz , nikt nie zatrudni kogoś z taką pozycją społeczną, a nawet jeśli to nie masz nawet co liczyć na głodową pen...- nie kończy, bo Abby wymierza mu policzek. Nie uderza mocno, ale wystarczająco by dać mu do zrozumienia, że się zagalopował.
-Moja matka dopiero dwa lata temu ponownie wyszła za mąż, tym razem za jednego z niższych stanem lordów, nie myśl, że zapomniałam co to nędza, co to głód. Nawet mając lorda za ojczyma, na dworze jestem bardziej traktowana jak służba, niż jak jego bachory. Nie martw się, pieniądze nie zdążyły mnie zepsuć. - Nagle jakby sobie o czymś przypomina i szpera w kieszeni ukrytej w jej ciemnogranatowej prostej sukni.- A jeśli już o tym mowa...- wyjmuje mały skórzany woreczek i kładzie go na dłoń chłopaka.- To w zamian, za tamtą, którą wyrzuciłam, nie martw się te są prawdziwe.
Overland niemal natychmiast z powrotem zamyka go w dłoniach Abby.
-Nie mogę tego przyjąć.- mówi.- Nie chcę od ciebie pieniędzy.
-Ach ta twoja duma...- dziewczyna wzdycha i zakłada kosmyk czarnych włosów za ucho. Patrzy na niego z powagą.- Weź je, pomyśl o Emmie, co jej powiesz? Ja ich nie potrzebuję, mam co jeść mam gdzie spać... Kiedyś mówiłam, że będę wam pomagać jak tylko mogę, proszę przyjmij je. Nawet nie zauważą...
-Wiem, że z chęcią oddałabyś nam każdy grosz, ale nie chcę nic od ciebie brać Abby.- dziewczyna wzdycha, zawsze jest tak samo. Nie ważne ile razy będzie próbować, zawsze jest tak samo.
-Jeśli nie jestem w stanie cię przekonać byś je wziął... To weź to...- czarnowłosa podaje mu dwie białe koperty, ale on nie zamierza ich brać.
-Mówię ci już chyba setny raz, nie chcę od ciebie pieniędzy, czeki też się do tego zaliczają.
-To nie czeki- wyjaśnia kręcąc głową.-To zaproszenia na bal z okazji przyjazdu pary młodej. Odbędzie się za trzy dni. Jedno miało być dla mnie, jako "córki" lorda, drugie dla osoby towarzyszącej. Ja nie mam zamiaru tam się pojawić, a szkoda gdyby się zmarnowały. To jest szansa, Jack. Emma pięknie śpiewa, jeśli zrobi to na balu i spodoba się jakiejś księżnej, może wezmą ją pod swoje skrzydła...- nie kończy, bo on jej przerywa i patrzy na nią ostro.
-Nie zrobię z mojej siostry rozrywki dla tych bogatych świń. Emma nie będzie tresowaną małpką, gotową na każde skinienie, nie ma mowy!- odwraca się na pięcie i już ma zamiar odejść, gdy Abby chwyta go za ramię, patrzą sobie w oczy.
-Nie rób tego dla mnie, nie rób tego dla siebie, zrób to dla Emmy. Choć raz zapomnij o tej swojej cholernej dumie i pozwól sobie pomóc! Co czeka Emmę w tym świecie? Głód, smród i ubóstwo, ona nie jest taka jak my, nie będzie się chwytać nielegalnych sposobów. Całe życie będzie w nędzy, jeśli wyjdzie za mąż i będzie miała dzieci, one też będą cierpieć głód, a nawet jeśli próbowałabym ją wesprzeć finansowo, to nie zawsze będę w stanie, w dodatku w tej kwestii jesteście tak samo uparci. To może być szansa od losu, proszę weź je.- Jack wzdycha i przyjmuje białe koperty.
-Co chcesz w zamian?- Abby patrzy wprost w jego brązowe oczy.
-Tego samego co zawsze... Przestań pakować się w kłopoty, nie chcę przychodzić pod twój grób.-przytula go.-Kocham cię i nie chcę cię stracić.- W jej oczach stają łzy. Overland ją obejmuje.
-Wiesz, przecież, że też cię kocham i nie martw się, będę ci się naprzykrzać jeszcze długi, długi czas...
Ps. Do MartiFrost twój pomysł był ciekawy i spodobał mi się :), ale Elsa nie mogła uciec sprzed ołtarza, bo wtedy nie pojechałaby do Nasturii i nie poznałaby Jacka
Gdy złote obrączki, symbole małżeństwa, zostają wymienione, Elsa niemal natychmiast nakłada z powrotem rękawiczki, by nikt nie zauważył, że cenny przedmiot, zaczął pokrywać szron. Chce uciec, ale wie..., że nie może...
-Możecie się pocałować- rzecze kapłan. Dziewczyna patrzy na swojego męża i zamyka oczy. O tyle przysięga była dla niej tylko i wyłącznie klepaniem formułek, których wcześniej musiała wyuczyć się na pamięć, pieczętujący ją pocałunek jest jakby ponad jej siły, bo to on sprawia, że zwykła formułka przestaje być formułką. Nie chce tego ślubu, wodzi spojrzeniem po zebranych z kamienną maską na twarzy. Maską obojętności i akceptacji, jakby to było dla niej nic nie znaczącym przeżyciem. Nie pokazuje tego, że wszystko się w niej buntuje. Gdy jej wargi łączą się z wargami Hansa, jedna samotna łza spływa po jej policzku, krusząc maskę spokoju...
Podczas hucznego wesela siedzi sztywno jakby połknęła kij. Nie jest w stanie przełknąć ani jednego kęsa z wykwintnych dań ustawionych na suto zastawionym stole. Patrzy pustym wzrokiem na występy artystów z Arendell i Nasturii, ubranych w tradycyjne stroje. Nie zwraca uwagi na żywą zapraszającą do tańca muzykę. Tępo obserwuje pary na parkiecie, słucha gwaru rozmów i śmiechu. Raz po raz uśmiecha się starając się by wyglądało to naturalnie. Zdaje się, że wszystko dochodzi do niej z oddali. Ale jest piekielnie świadoma obecności Hansa, swojego męża u boku i jego dłoni, która zamyka jej drobną dłoń.
Jeden mocno już podchmielony hrabia wznosi toast za młodą parę. Stukają kieliszki ucztujących, krople wina spadają na biały obrus.
-Za zdrowie pary młodej!- krzyczy, pozostali mu wtórują. Nadchodzi czas na prezenty, a nikt nawet Anna nie zauważa, że Elsa bardziej przypomina lalkę, niż żywą osobę. Stara się odepchnąć to wszystko od siebie jak najdalej. Większość prezentów jest standardowa, a to komplet srebrnych sztućców, a to porcelanowa zastawa. Lecz jeden różni się od innych... Jest to rzeźbiona kołyska, z drobnymi ornamentami charakterystycznymi dla Arendell i Nasturii. Elsa czuje jak jej żołądek podjeżdża do gardła, maska się rozpada. Wysila się na uśmiech i prosi wszystkich zebranych o wybaczenie. Oddala się od gwaru, a gdy już jest pewna, że nikt jej nie zobaczy biegnie do zamku i z przyzwyczajenia wpada do swojego pokoju. Patrzy w lustro przy toaletce.
Włosy wychodzą z koka, a oczy są zaczerwienione, jakby zaraz miała płakać. Do tej pory odrzucała myśli o nocy poślubnej, czekała ją długa podróż do Nasturii, więc noc poślubna została odłożona w czasie, ale jak dojadą...
Ma ochotę uciec, patrzy w lustro na swoją przerażoną twarz, na jej drżące dłonie. Bierze wdech i wymierza sobie porządny policzek. Głowa jej odskakuje, a na policzku pojawia się czerwony ślad.
-Weź się w garść- syczy na swoje odbicie.-Robisz to dla dobra królestwa.- mówi na powrót zakładając maskę powagi i obojętności...
***
-Nie no, chłopaki wyluzujcie- mówi idąc tyłem wystawiając dłonie w obronnym geście, cały czas zastanawiając się nad drogą ucieczki. -Co było to było, nie warto rozpamiętywać przeszłości.- W myślach przeszukuje wszystkie możliwe trasy jak najszybszej ucieczki, niestety dwie najlepsze niestety musi teraz wykluczyć, bo o tej porze mogą być patrolowane, a ostatnie czego mu brakuje to napatoczenie się na strażników. Jest między młotem, a kowadłem, ale zawsze pozostaje trzecia opcja.
-Oddaj kasę, Overland to może nie pogruchotamy ci wszystkich kości.- mówi postawny niebezpieczny mężczyzna z efektowną szramą przy oku, uderzając pięścią w drugą dłoń, dając do zrozumienia co ma zamiar z nim zrobić. Spogląda na drugiego dryblasa, który powoli się do niego przybliża groźnie łypiąc, a jedno szklane oko potęguje efekt. Overland prawie żałował, że ich wtedy wrobił i zwiał z forsą, prawie... Teraz też, nie ma zamiaru oddać im pieniędzy i tak sporą część musiał odpalić temu cholernemu jubilerowi, by sprzedał łańcuszek, trzymał mordę na kłódkę i przede wszystkim nie wzywał strażników. Pech chciał, że jak od niego wracał napatoczył się na braci Stabbington.
-Skąd ta wrogość, może najpierw pogadajmy.- powoli cofa się o kilka kroków.
-Gadać to ty se mo...- nie kończy, bo Overland obraca się na pięcie i rzuca się do ucieczki. Bracia Stabbington ruszają za nim, jednak on jest szybszy i zostawia ich odrobinę w tyle. Już zamierza wziąć ostry zakręt, gdy nagle ktoś łapie go za tunikę i pociąga w ciemny zaułek. Pada jak długi. Zrywa się szybko i już ma zamiar sięgnąć po mały sztylet, gdy widzi znajome, szare pełne wściekłości oczy. Abby (czyt. Abi), a więc opcja numer 4. Wzdycha z ulgą, już myślał, że mają "kolegów".
-C-co ty...- szepcze, gdy Abby jednym szybkim ruchem byłego kieszonkowca zabiera mu sakiewkę, ze zdobytymi pieniędzmi, po czym wyrzuca ją na bruk kawałek dalej. Overland już ma zamiar pobiec po pieniądze, lecz Abby mocno chwyta go za ramię, w tym samym czasie przebiegają wściekli bracia Stabbinton. Ich nastawienie się zmienia, gdy znajdują na bruku ową nieszczęsną sakiewkę. Uciekają z łupem.
-Dlaczego to zrobiłaś?!- szepcze gniewnie. Dziewczyna macha mu przed nosem srebrną monetą, którą wyjęła z jego sakiewki. Nadgryza kawałek i jeszcze raz mu ją pokazuje. Zęby dziewczyny naruszyły srebrną powierzchnię monety ukazując czarny stop znajdujący się pod spodem. Fałszywka... Chłopak patrzy na nią oniemiały. Ten cholerny jubiler go oszukał...
-Kolejna przecznica jest patrolowana, a uciekający chłopak przykuwa uwagę, jeśliby by cię z tym złapali, czekałby cię stryczek!- Patrzy na nią pytająco. Dziewczyna wzdycha.- Jeszcze potrafię odróżnić dźwięk prawdziwych monet od fałszywych, Jack. W dodatku obiecałeś mi, że z tym skończysz!- szturcha go w pierś. - Miałeś skończyć z ryzykownymi akcjami, pomyśl o Emmie, co się stanie jeśli w końcu cię złapią i zabiją! Ma dopiero siedem lat, a znasz ją, nie przeżyje sama na ulicy.
Jack wie, że ona ma rację, ale...
-Ale co ty wiesz!- warczy.- Nie musisz liczyć każdego grosza, nie masz pojęcia, jak to jest głodować, bo nie ważne co zrobisz , nikt nie zatrudni kogoś z taką pozycją społeczną, a nawet jeśli to nie masz nawet co liczyć na głodową pen...- nie kończy, bo Abby wymierza mu policzek. Nie uderza mocno, ale wystarczająco by dać mu do zrozumienia, że się zagalopował.
-Moja matka dopiero dwa lata temu ponownie wyszła za mąż, tym razem za jednego z niższych stanem lordów, nie myśl, że zapomniałam co to nędza, co to głód. Nawet mając lorda za ojczyma, na dworze jestem bardziej traktowana jak służba, niż jak jego bachory. Nie martw się, pieniądze nie zdążyły mnie zepsuć. - Nagle jakby sobie o czymś przypomina i szpera w kieszeni ukrytej w jej ciemnogranatowej prostej sukni.- A jeśli już o tym mowa...- wyjmuje mały skórzany woreczek i kładzie go na dłoń chłopaka.- To w zamian, za tamtą, którą wyrzuciłam, nie martw się te są prawdziwe.
Overland niemal natychmiast z powrotem zamyka go w dłoniach Abby.
-Nie mogę tego przyjąć.- mówi.- Nie chcę od ciebie pieniędzy.
-Ach ta twoja duma...- dziewczyna wzdycha i zakłada kosmyk czarnych włosów za ucho. Patrzy na niego z powagą.- Weź je, pomyśl o Emmie, co jej powiesz? Ja ich nie potrzebuję, mam co jeść mam gdzie spać... Kiedyś mówiłam, że będę wam pomagać jak tylko mogę, proszę przyjmij je. Nawet nie zauważą...
-Wiem, że z chęcią oddałabyś nam każdy grosz, ale nie chcę nic od ciebie brać Abby.- dziewczyna wzdycha, zawsze jest tak samo. Nie ważne ile razy będzie próbować, zawsze jest tak samo.
-Jeśli nie jestem w stanie cię przekonać byś je wziął... To weź to...- czarnowłosa podaje mu dwie białe koperty, ale on nie zamierza ich brać.
-Mówię ci już chyba setny raz, nie chcę od ciebie pieniędzy, czeki też się do tego zaliczają.
-To nie czeki- wyjaśnia kręcąc głową.-To zaproszenia na bal z okazji przyjazdu pary młodej. Odbędzie się za trzy dni. Jedno miało być dla mnie, jako "córki" lorda, drugie dla osoby towarzyszącej. Ja nie mam zamiaru tam się pojawić, a szkoda gdyby się zmarnowały. To jest szansa, Jack. Emma pięknie śpiewa, jeśli zrobi to na balu i spodoba się jakiejś księżnej, może wezmą ją pod swoje skrzydła...- nie kończy, bo on jej przerywa i patrzy na nią ostro.
-Nie zrobię z mojej siostry rozrywki dla tych bogatych świń. Emma nie będzie tresowaną małpką, gotową na każde skinienie, nie ma mowy!- odwraca się na pięcie i już ma zamiar odejść, gdy Abby chwyta go za ramię, patrzą sobie w oczy.
-Nie rób tego dla mnie, nie rób tego dla siebie, zrób to dla Emmy. Choć raz zapomnij o tej swojej cholernej dumie i pozwól sobie pomóc! Co czeka Emmę w tym świecie? Głód, smród i ubóstwo, ona nie jest taka jak my, nie będzie się chwytać nielegalnych sposobów. Całe życie będzie w nędzy, jeśli wyjdzie za mąż i będzie miała dzieci, one też będą cierpieć głód, a nawet jeśli próbowałabym ją wesprzeć finansowo, to nie zawsze będę w stanie, w dodatku w tej kwestii jesteście tak samo uparci. To może być szansa od losu, proszę weź je.- Jack wzdycha i przyjmuje białe koperty.
-Co chcesz w zamian?- Abby patrzy wprost w jego brązowe oczy.
-Tego samego co zawsze... Przestań pakować się w kłopoty, nie chcę przychodzić pod twój grób.-przytula go.-Kocham cię i nie chcę cię stracić.- W jej oczach stają łzy. Overland ją obejmuje.
-Wiesz, przecież, że też cię kocham i nie martw się, będę ci się naprzykrzać jeszcze długi, długi czas...
Ps. Do MartiFrost twój pomysł był ciekawy i spodobał mi się :), ale Elsa nie mogła uciec sprzed ołtarza, bo wtedy nie pojechałaby do Nasturii i nie poznałaby Jacka
niedziela, 7 czerwca 2015
Prolog opowiadania drugiego + krótkie info
Przepraszam! Przepraszam za mą długą nieobecność, ale wpadłam w wir szkolnej gorączki. Wiecie poprawianie ocen i te sprawy... Może mnie jeszcze trochę nie być, ale na pewno przed wakacjami coś jeszcze wstawię.
Jeśli chodzi o Drugie Opowiadanie to wpadłam na zupełnie nowy pomysł na opowieść :) starej jednak nie porzucam, dlatego przy rozdziałach będzie widnieć cyfra w nawiasie (1) oznacza starą opowieść, a (2) tą nową. No to nie przedłużając zapraszam na prolog drugiego opowiadania :)
Wiedziała, że kiedyś nadejdzie ten dzień... ale nie sądziła, że tak szybko. Zbyt szybko...
Poprzedniego dnia pożegnała się z siostrą. Wpadły sobie w objęcia, z ich oczu lały się łzy, ale Anna była pogodna. Wróżyła Elsie świetlaną przyszłość, nawet jej trochę zazdrościła, bo sama wciąż szukała swojej "prawdziwej miłości". Elsa tak na to nie patrzyła, jej to bardzie przypominało sprzedaż na targu połączoną z licytacją "kto da więcej!". A na jej szyi zawisła wyimaginowana tabliczka z napisem "sprzedane".
Teraz idzie w najlepszej, najbardziej zdobionej biało błękitnej sukni, z gorsetem tak mocno związanym, że ledwo mogła oddychać. Drobne pofalowane kosmyki wychodzą z jej koka i opadają na ramiona. Nerwowo poprawia białe rękawiczki na jej dłoniach. Spogląda na prowadzącego ją ojca z prośbą, ten lekko kręci głową. Patrzy po magnaterii ubranej w znakomite szaty, na już płaczącą ze wzruszenia Annę, na matkę posyłającą jej smutny przepraszający uśmiech.
Bierze wdech i powoli, dostojnie stąpa, ku swojemu nabywcy. Jej przyszły mąż, przystojny mężczyzna w podobnym jej wieku, o rudych włosach, ubrany w biały garnitur, patrzy na nią z uśmiechem. Ona próbuje go odwzajemnić, lecz ma ochotę płakać. Powinna wziąć się w garść, to dla dobra królestwo. Wiele księżniczek przed nią brało ślub ze względów politycznych, ona nie jest pierwsza, ani ostatnia, więc dlaczego tak bardzo się boi?
Na drżących nogach dochodzi do ołtarza i staje obok Hansa, księcia Nasturii nadchodzi czas na słowa przysięgi, a ona ma ochotę uciec... Na myśl, że po ceremonii wyjeżdża wraz ze swoim mężem- na samo to słowo skręca ją w żołądku- do Nasturii, gdzie za miesiąc jak powróci rodzina królewska czeka ją powtórzenie ceremonii nachodzą ją mdłości.
Hans nakłada jej na palec obrączkę, a ona nie widzi w niej złotej ozdoby tylko zaciskające się na niej kajdany...
-Wynocha mi stąd łachudry!- krzyczy sprzedawczyni, pulchna kobieta, uderzając go miotłą po głowie i wyganiając za drzwi.
-Tyle hałasu o kilka jabłek- prycha pod nosem wzruszając ramionami. Uśmiecha się wkładając dłoń do kieszeni, wyczuwając drobny złoty łańcuszek. Jabłek nie udało mu się zdobyć, za to złapał coś lepszego. Za takie cacuszko starczy im jedzenia przez kilka tygodni, a zanim to babsko się zorientuje, oni już zdążą uciec...
-Złodzieje! Złodzieje! Łapać ich!- drze się kobieta wybiegając ze straganu i podbiegając do strażników. Jednak nie mieli tyle czasu ile myślał.
-Spadamy, Emma- chwyta siostrę oglądającą bibeloty na sąsiednim stoisku, która wcześniej miała odwrócić uwagę tego babska, by on mógł coś ukraść. Rodzeństwo rzuca się biegiem, jednak krótkie nóżki siedmiolatki nie są w stanie nadążyć za starszym bratem. Ten schyla się, a ona wskakuje mu na barana. Chłopak biegnie ile sił, raz po raz oglądając się za siebie wyglądając pościgu, który depcze im po piętach. Skręca w boczną uliczkę i gna dalej. Jego oczom ukazuje się mały mostek. skręca by zmylić pościg, przyśpiesza, zbiega po niezbyt stromym zboczu i chowa się pod kamienną osłoną mostu. Siostra z niego schodzi, a on przykłada palec do ust, dając znak, żeby była cicho. Pościg przebiega po moście nad ich głowami. Jeszcze chwilę czekają w ciszy. Uznając, że jest już bezpiecznie chłopak zaczyna się cicho śmiać.
-Patrz co mam- mówi do patrzącej na niego z zainteresowaniem Emmy. Wyciąga z kieszeni złoty łańcuszek i zapina jej go na szyi. Dziewczynka dotyka go drobną dłonią.
-Piękny-szepcze. Chłopak kłania się przed nią, naśladując ukłon dworski, ale niezbyt mu to wychodzi.
-Dla ciebie wszystko, królowo.-Emma śmieje się cicho. Ale po chwili lekko poważnieje.
-Słyszałam plotki, że podobno zza granicy przybędzie nowa królowa, jak myślisz... czy jest szansa, że będzie lepiej?-Patrzy na niego pełnymi nadziei brązowymi oczami. Ten wzdycha i kręci głową.
-Nie wiem, Emma. Może nic się nie zmieni, a może zmieni się na lepsze- uśmiecha się do niej. Jednak nie mówi, że może zmienić się na lepsze tylko i wyłącznie dla tego, że nie może być gorzej niż jest teraz...
No to co o tym sądzicie???
Jeśli chodzi o Drugie Opowiadanie to wpadłam na zupełnie nowy pomysł na opowieść :) starej jednak nie porzucam, dlatego przy rozdziałach będzie widnieć cyfra w nawiasie (1) oznacza starą opowieść, a (2) tą nową. No to nie przedłużając zapraszam na prolog drugiego opowiadania :)
Wiedziała, że kiedyś nadejdzie ten dzień... ale nie sądziła, że tak szybko. Zbyt szybko...
Poprzedniego dnia pożegnała się z siostrą. Wpadły sobie w objęcia, z ich oczu lały się łzy, ale Anna była pogodna. Wróżyła Elsie świetlaną przyszłość, nawet jej trochę zazdrościła, bo sama wciąż szukała swojej "prawdziwej miłości". Elsa tak na to nie patrzyła, jej to bardzie przypominało sprzedaż na targu połączoną z licytacją "kto da więcej!". A na jej szyi zawisła wyimaginowana tabliczka z napisem "sprzedane".
Teraz idzie w najlepszej, najbardziej zdobionej biało błękitnej sukni, z gorsetem tak mocno związanym, że ledwo mogła oddychać. Drobne pofalowane kosmyki wychodzą z jej koka i opadają na ramiona. Nerwowo poprawia białe rękawiczki na jej dłoniach. Spogląda na prowadzącego ją ojca z prośbą, ten lekko kręci głową. Patrzy po magnaterii ubranej w znakomite szaty, na już płaczącą ze wzruszenia Annę, na matkę posyłającą jej smutny przepraszający uśmiech.
Bierze wdech i powoli, dostojnie stąpa, ku swojemu nabywcy. Jej przyszły mąż, przystojny mężczyzna w podobnym jej wieku, o rudych włosach, ubrany w biały garnitur, patrzy na nią z uśmiechem. Ona próbuje go odwzajemnić, lecz ma ochotę płakać. Powinna wziąć się w garść, to dla dobra królestwo. Wiele księżniczek przed nią brało ślub ze względów politycznych, ona nie jest pierwsza, ani ostatnia, więc dlaczego tak bardzo się boi?
Na drżących nogach dochodzi do ołtarza i staje obok Hansa, księcia Nasturii nadchodzi czas na słowa przysięgi, a ona ma ochotę uciec... Na myśl, że po ceremonii wyjeżdża wraz ze swoim mężem- na samo to słowo skręca ją w żołądku- do Nasturii, gdzie za miesiąc jak powróci rodzina królewska czeka ją powtórzenie ceremonii nachodzą ją mdłości.
Hans nakłada jej na palec obrączkę, a ona nie widzi w niej złotej ozdoby tylko zaciskające się na niej kajdany...
-Wynocha mi stąd łachudry!- krzyczy sprzedawczyni, pulchna kobieta, uderzając go miotłą po głowie i wyganiając za drzwi.
-Tyle hałasu o kilka jabłek- prycha pod nosem wzruszając ramionami. Uśmiecha się wkładając dłoń do kieszeni, wyczuwając drobny złoty łańcuszek. Jabłek nie udało mu się zdobyć, za to złapał coś lepszego. Za takie cacuszko starczy im jedzenia przez kilka tygodni, a zanim to babsko się zorientuje, oni już zdążą uciec...
-Złodzieje! Złodzieje! Łapać ich!- drze się kobieta wybiegając ze straganu i podbiegając do strażników. Jednak nie mieli tyle czasu ile myślał.
-Spadamy, Emma- chwyta siostrę oglądającą bibeloty na sąsiednim stoisku, która wcześniej miała odwrócić uwagę tego babska, by on mógł coś ukraść. Rodzeństwo rzuca się biegiem, jednak krótkie nóżki siedmiolatki nie są w stanie nadążyć za starszym bratem. Ten schyla się, a ona wskakuje mu na barana. Chłopak biegnie ile sił, raz po raz oglądając się za siebie wyglądając pościgu, który depcze im po piętach. Skręca w boczną uliczkę i gna dalej. Jego oczom ukazuje się mały mostek. skręca by zmylić pościg, przyśpiesza, zbiega po niezbyt stromym zboczu i chowa się pod kamienną osłoną mostu. Siostra z niego schodzi, a on przykłada palec do ust, dając znak, żeby była cicho. Pościg przebiega po moście nad ich głowami. Jeszcze chwilę czekają w ciszy. Uznając, że jest już bezpiecznie chłopak zaczyna się cicho śmiać.
-Patrz co mam- mówi do patrzącej na niego z zainteresowaniem Emmy. Wyciąga z kieszeni złoty łańcuszek i zapina jej go na szyi. Dziewczynka dotyka go drobną dłonią.
-Piękny-szepcze. Chłopak kłania się przed nią, naśladując ukłon dworski, ale niezbyt mu to wychodzi.
-Dla ciebie wszystko, królowo.-Emma śmieje się cicho. Ale po chwili lekko poważnieje.
-Słyszałam plotki, że podobno zza granicy przybędzie nowa królowa, jak myślisz... czy jest szansa, że będzie lepiej?-Patrzy na niego pełnymi nadziei brązowymi oczami. Ten wzdycha i kręci głową.
-Nie wiem, Emma. Może nic się nie zmieni, a może zmieni się na lepsze- uśmiecha się do niej. Jednak nie mówi, że może zmienić się na lepsze tylko i wyłącznie dla tego, że nie może być gorzej niż jest teraz...
No to co o tym sądzicie???
Subskrybuj:
Posty (Atom)